Powrót do strony głównej Aktualności
V Warszawski Festiwal Szantowy ArchiwumNowsza notkaStarsza notka

Prima aprilis, lany poniedziałek, dzień dość nietypowy jak na koncerty - niemniej jednak właśnie wtedy odbył się V Warszawski Festiwal Szantowy. Festiwal ma dość bogatą historię, impreza tak naprawdę odbywa się od lat 13 i w tym czasie kilkakrotnie się przeobrażała - z kameralnego koncertu w wielką, międzynarodową imprezę, odbywającą się na Cyplu Czerniakowskim, bo Stodoła nie była w stanie pomieścić chętnych!... 5 lat temu formuła znów się zmieniła - festiwal wrócił do Stodoły i chociaż nadal jest imprezą międzynarodową, to w tym roku na zdecydowanie mniejszą skalę.

Tegoroczny festiwal - ze względu na dobór wykonawców - należy nazwać szantowo-folkowym. Organizatorzy postanowili zaprosić laureatów poprzednich edycji Warszawskiego Festiwalu Szantowego - czyli zwycięzców z 4 poprzednich lat. Mogliśmy więc usłyszeć Mechaników Shanty (laureat roku 1998), Orkiestrę Dni Naszych (laureat roku 1999), Canoe (laureat roku 2000) i Shantaż (laureat roku 2001). Jak widać dobór dość nietypowy, co jednak nie przeszkodziło w zabawie. Każdy zespół miał do dyspozycji około godziny, zatem spokojnie mógł zaprezentować swoje umiejętności.
Na początku Mechanicy rozgrzali widzów swoimi standardami - ich zawsze słucha się z przyjemnością i nie trzeba nikomu przypominać o kunszcie zespołu. Dali ponadgodzinny, wspaniały koncert.
Następnie wystąpiła Orkiestra Dni Naszych, czyli zespół grający folk'n'roll. Ich koncerty też są znane szerszej publiczności - wiadomo, że będzie dużo, głośno i dynamicznie. Zespół zagrał kilka nowych utworów, zwiastunów kolejnej (mamy nadzieję) - po dość długiej przerwie - płyty. Nie zabrakło jednak starych, znanych wszystkim piosenek, takich jak chociażby "Barbarossa" czy "Piggy".
Potem wystąpił łódzki zespół Canoe. Jest to formacja mniej znana na rynku, chociaż trzeba przyznać - ostatnio bardzo się starają :-) Z najnowszych ich sukcesów trzeba wymienić II miejsce na tegorocznej Yapie oraz również II na Szantach we Wrocławiu. Zespół zagrał znacznie spokojniej niż Orkiestra, co pozwoliło na chwilę odpoczynku po szaleństwach pod sceną. Ale końcówka występu była już ostrzejsza, a przy "Tańcu Wołka Zbożowego" tańczyć zaczęła publiczność :-)
Nadszedł czas na Shantaż - chłopcy zagrali dość ostro. Pierwszy utwór - "Gdzie ta keja" - był wykonany wyjątkowo primaaprilisowo :-) Po części z osobami z widowni, trochę fałszująco, ale za to "z jajami".
Tak skończyła się pierwsza część festiwalu - teraz wszyscy zostali zaproszeni na koncert gwiazd.

W koncercie miały wziąć udział dwa zespoły - znany nam doskonale Banana Boat oraz goście z Niemiec - Transylwanians. Banany tradycyjnie zagrały wesoło - można było pośpiewać i potańczyć, o ile ktoś jeszcze miał siłę... :-) Świetne wykonanie "Banana Song", ruch sceniczny mistrza choreografii Maćka, "Requiem dla nieznajomych przyjaciół z Bieszczadów" - to tylko część powodów, dla których zespół jest naprawdę lubiany przez publiczność. Chłopcy zagrali między innymi "Zęzę" - piosenkę przewodnią organizowanego przez nich festiwalu w Łaziskach Górnych, którego mamy przyjemność być patronem medialnym :-)
Po Bananach nadszedł czas na solidną porcję folku prosto z Transylwanii w węgiersko-niemiecko-greckim wykonaniu. Zespół Transylwanians pochodzi bowiem z Niemiec a w składzie przewagę mają Węgrzy. Jak należało się spodziewać, przygotowali oni profesjonalne przedstawienie, gra światła i muzyki stworzyła odpowiednio mroczny klimat. Grają bardzo ostry folk, są dynamiczni i ruchliwi :-) Praktycznie tylko perkusista i klawiszowiec nie ruszali się z miejsc... Skrzypek wraz z gitarzystą biegali po scenie a pani grająca na kontrabasie tańczyła wraz ze swoim - większym od niej - instrumentem.
Chociaż Transylwanians zakończyło grę, nie był to jednak koniec koncertu - organizatorzy przewidzieli jeszcze niespodziankę, którą był zespół DNA z Żyrardowa, czyli znów powrót do szant i piosenki żeglarskiej. DNA zaczęli standardem - ostre wykonanie "Gdzie ta keja" pokazało, że zespół nie pozwoli odpocząć.

Jak widać panował spory misz-masz jeśli chodzi o rodzaje muzyki. Zespoły prezentowały dość wysoki poziom, chociaż może nie były najszczęśliwiej dobrane. Występ Mechaników na początku koncertów był pewnym zaskoczeniem (pewnie dlatego publiczność ruszyła pod scenę dopiero po półgodzinie), potem przeplatanka wykonawców szantowych z folkowymi też trochę dziwiła. Wytłumaczeniem jest to, że kolejność występów ustalona była według lat, w których zespoły były laureatami. Niemiecki Transylwanians, grający de facto świetną muzykę, nie bardzo pasował do szantowej formuły festiwalu. Może trzeba było zrobić podział na część folkową i szantową imprezy?
Mimo tych muzycznych różnic (folk w końcu nie jest taki daleki szantom... a znamy festiwale łączące te dwa rodzaje muzyki, chociażby niedawne Szanty we Wrocławiu) można było się dobrze pobawić - festiwal był na wysokim poziomie muzycznym, było gdzie potańczyć, posiedzieć, można było na salę wchodzić z piwem, nagłośnienie też nie było kiepskie.
Festiwal jednak od dwóch lat wyraźnie słabnie - coraz mniej jest widzów, coraz trudniej o sponsorów, w tym roku trwał tylko jeden dzień. A przecież jest to impreza z tradycjami, swego czasu naprawdę ogromna. W dodatku tak naprawdę jedyna porządna w Warszawie - koncerty w tawernach czy niegdysiejsze sporadyczne szanty w Stodole nie mogą się z nią równać! Co zatem jest przyczyną coraz mniejszego zasięgu festiwalu warszawskiego? Może macie na ten temat własną opinię?

Mechanicy Shanty Mechanicy Shanty Orkiestra Dni Naszych Orkiestra Dni Naszych Canoe Canoe Szantaż Szantaż Banana Boat Banana Boat Banana Boat
Banana Boat Banana Boat Banana Boat Transylwanians
       
Transylwanians Transylwanians DNA DNA
Canoe Canoe Banana Boat Banana Boat

 

Kilka słów komentarza od Odeta:


Nie od dzisiaj wiadomo, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o kasę :-)
Problemy, o których piszesz dotyczą niemalże wszystkich imprez kulturalnych w naszym kraju, niezależnie od tematyki. A wynika to z mocnego osłabienia się kondycji finansowej firm - tradycyjnych sponsorów tego typu wydarzeń. Poważna recesja i podążająca za nią tendencja do przyjmowania przez firmy strategii przetrwania (czasem zresztą niesłusznie) powoduje, że obcinane są koszty związane z Public Relations. Wyjątek stanowią imprezy zabezpieczone patronatem ogólnopolsch mediów lub/i takie, gdzie sponsor ma bezpośrednią możliwość zbytu swoich produktów (PIWO :-). A przyznasz chyba, że sponsorowanie jednodniowego festiwalu daje raczej marne przełożenie na reklamę i wzrost sprzedaży :-)))
W dodatku w prezencie od ustawodawcy dostaliśmy zakaz reklamy, a co za tym idzie sponsorowania imprez masowych przez koncerny tytoniowe i producentów alkoholu (z wyjątkiem piwa)...
Odet odet@tenbit.pl

Autorzy zdjęć: psyche, Wilczy i Mariusz Bożyk (zespół Canoe).

autor Beata Ciszewska (Psyche, nadworny fotograf ;-)), 07.04.2002 r.