Piątek, 10 czerwca, Wały Chrobrego, Szczecin.
Szczecińskie Wały Chrobrego – z malowniczymi tarasami i zielenią - znajdują się nad Odrą i są tradycyjnym miejscem imprez mniej lub bardziej okolicznościowych na dużą skalę. Jak co roku – Dni Morza również odbyły się przy Wałach Chrobrego – być może dlatego, że nabrzeże Odry w tym miejscu nadaje się do zacumowania i omegi i statku Marynarki Wojennej. Impreza – jak sama nazwa wskazuje, odbyła się na wodach morskich. Dla niewtajemniczonych: Odra w Szczecinie płynie sobie z południa na północ, a w pewnym momencie dopływa do Mostu Długiego (w okolicach Dworca PKP) i wpada na pomysł, żeby zmienić się z wody śródlądowej – w morską. Ot, taki kaprys. Ale działa. Tak więc w piątkowe przedpołudnie przy Wałach Chrobrego Redakcja zauważyła nagle na morzu okręt Marynarki Wojennej (w przybliżeniu: 95-metrowy stawiacz min). Pięknie odnowiony (padła konkluzja, że marwojacy musieli cała noc klarować pokład i pędzelkami malować burty na stalowy kolor, żeby jako tako się okręt prezentował). Nie było widać nigdzie ludzi żądnych dokonania abordażu na statek, więc Redakcja - służbowo – na ten statek weszła i zapoznała się bliżej z ORP "Lublin" oraz jego załogą. Jako, że szanty nie polegają wyłącznie na gitarzeniu i śpiewaniu, ale też na pływaniu i ciężkiej pracy na co dzień - więc po zwizytowaniu ORP – przenieśliśmy swoje zainteresowanie na szczeciński port, doki, stojące w porcie kontenerowce, a następnie - bardziej rozrywkowo już - na kilka mniejszych jednostek pływających, które już zaszczyciły swoją obecnością szczeciński kawałek morza: słowiańskie łodzie ("Welet" i "Światowid"- biorące udział także w nadchodzącym festiwalu Wikingów na wyspie Wolin), kilka oldtimer`ów i – z daleka wprawdzie, ale jednak – najnowszą zdobycz szczecińskiego portu – holownik "Tryton". Po obejrzeniu całej flotylli, jaka do tej pory przypłynęła, Redakcja ruszyła w kierunku "na północ", gdzie wedle wszelkich znaków na wodzie i niebie miały się niedługo rozpocząć koncerty "szantowo-folkowe". Na Małej Scenie – ustawionej tuż przy Kapitanacie Portu – w piątkowy wieczór, podczas koncertu zatytułowanego "Ze sztormu w sztorm" - zagrały takie zespoły jak: Green Wood (z Wolina), Dair, QFTRY i Stary Szmugler – oczywiście w rodzimych barwach szczecińskich.
Jak to zwykle bywa, pierwsze zespoły miały najciężej – jeśli chodzi o klimat koncertowy. Wprawdzie sceneria odpowiednia, z widokiem NA MORZE:-), jachty i od czasu do czasu – na jakiegoś kapitana, ludzie odwiedzający tego dnia port – w większości byli miłośnikami żeglarstwa (tego dnia nie było żadnych imprez poza powitaniem i zwiedzaniem jachtów i innych jednostek, zawijających do portu – więc stosunkowo niewiele osób – jak na Szczecin – przybyło dla samego "żeglarskiego klimatu", a szkoda) – ale początkowo pan akustyk miał mieszane podejście do nagłośnienia i nie było de facto publiczności "stałej" - gdyż miejsca przy scenie niewiele, usiąść nie było gdzie, żeby posłuchać – i ludzie albo przystawali na chwile posłuchać, albo przechodzili, albo siedzieli z dala od sceny, a ci najodwazniejsi i najwytrwalsi – stali przy scenie i na schodach, śpiewając i bawiąc się przy muzyce szantowej i folk. Klimat koncertu wszedł na wyższe obroty, gdy zagrały QFTRY – jakżeby inaczej:-) - tym samym robiąc przysługę swoim kolegom ze Starego Szmuglera i "zostawiając w spadku" rozbawioną publikę. QFTRY - jak zwykle witane gorąco przez Szczecinian i nie tylko - zaprezentowały na scenie kilka utworów, po czym wmieszały się solidarnie w tłum pod sceną, ustępując miejsca młodszym :-) Stary Szmugler – pomimo konfliktu telefonii komórkowej z założeniami odgórnymi – wyszedł na scenę – tylko strojenie instrumentów trwało tak długo, że w podkładzie puszczono dla "zabicia czasu" przeboje muzyki pop i nie tylko, co wprowadziło nie tylko nas w konsternację, gdy widzieliśmy na scenie Kubę Knoblocha grającego COŚ na gitarze (nieważne, że stał tyłem do publiki, no - można mu wybaczyć ;-) - a słyszeliśmy np. jakiś utwór Scooter`a albo jakiegoś współczesnego idola muzyki dance. W końcu doszliśmy do wniosku, że widocznie scena szantowa idzie z duchem czasu i szuka nowych ścieżek i brzmień...;-) To zagadnienie pozostawiamy jednak znawcom tematu.
Inna sprawa, że całość Dni Morza charakteryzowała się tym – że na Dużej Scenie non stop występowały zespoły hip-hopowe, dance`owe, pop, oldschoolowe (jak to ktoś ładnie nazwał przeboje Haliny Frąckowiak, albo Bogusława Meca) – a typowo "morskie" formacje – czy chociażby folkowe – zostały "upchnięte" na Małej Scenie (wspólnie z "Western Piknikiem", czyli koncertami muzyki country) i tak jakby zupełnie na marginesie. Znak czasów? Czy komercyjne nastawienie organizatorów? A może jedno i drugie? W każdym bądź razie – szkoda.
Kiedy Stary Szmugler w końcu się wystroił jak należy – co i tak niewiele zmienia, bo z natury rzeczy panowie są w sam raz:-) - a sympatyczna skrzypaczka, z którą występowali zdążyła przyzwyczaić męską część publiki do swojej dośc krótkiej, czerwonej spódniczki – zagrali na początek instrumentalną wersję "Skrzypek" Orkiestry Samanty. Dość przyjemne w odbiorze. Potem poszło już z górki i utwór za utworem – wszyscy bawili się bardzo dobrze. Pozostał nam jednak pewien niedosyt – który, miejmy nadzieję, w przyszłym roku nie będzie już tak dotkliwy – może więcej "szantowych" zespołów? Może bardziej oficjalna scena? Organizatorzy, czyńcie swoją powinność.
Sobota, 11. czerwca, Wały Chrobrego, Szczecin
Do atrakcji tego dnia należałoby zaliczyć zwiedzanie kolejnych jednostek, które przypłynęły do Szczecina – w krótkim czasie na kei zaroiło się od masztów, want, burt, różnokolorowych bander i tłumów ludzi. W porównaniu do soboty – piątek był bardzo kameralnym i spokojnym dniem imprezowym. Poza oldimerami z piątku – można było obejrzeć inne – pięknie odrestaurowane, zrekonstruowane, lub zbudowane wg starych planów jachty i statki – miód dla miłośników żagli większego formatu. Żeby chociaż wymienić "Wikinga" - replikę drakkara (z barem na pokładzie;-), "Baltic Lady" (niestety, prawie non stop zarezerwowana była dla VIPów, w tym Ryszarda Muzaja i Marka Szurawskiego;-), czy szkolny "Kapitan Głowacki", lub dwumasztowy kecz "Bryza H" z Gdańska. Poza zwiedzaniem, oglądaniem, rozmowami z załogami jachtów – można było popływać z nimi po porcie. Właśnie na "Bryzie H" Redakcja miała okazję płynąć w taki "portowy rejs" - w cieniu wielkich kontenerowców i innych statków, czy to stojących przy kei, czy w suchym doku – przy których nawet "Dar Młodzieży" wydawał się kruchy i mały. Brakowało nam tylko na pokładzie śpiewania - ale jak zauważyliśmy - gitara obowiązkowo była na wyposażeniu statku :-) Z tego też miejsca serdecznie pozdrawiamy załogę "Bryzy H” - zwłaszcza kapitana i bosmana :-) I za to dziękujemy i załodze i Neptunowi, że pomimo kiepskiej pogody (pod koniec rejsu "siekł nas zimny deszcz") udało się rozpocząć Redakcyjny Sezon Żeglarski na wodach morskich.
Jako imprezy towarzyszące tego dnia odbyły się regaty Nivea Błękitne Żagle, Jarmark Morski na Wałach Chrobrego (gdzie jednak nie zauważyliśmy zbyt wielu morskich rekwizytów...), koncerty muzyczne – z których "morski" był wyłącznie występ Starych Dzwonów – razem i indywidualnie, oraz Gdańskiej Formacji Szantowej. Koncert pt. "Popłynęli koledzy w rejs" rozpoczął się w południe, na Małej Scenie, tuż przy kei i przy licznej publiczności, której nie przeszkadzała ciągła akrobacja z parasolami (zamknąć, otworzyć, zamknąć, otworzyć... pada, nie pada... pada... nie pada?). Razem z żeglarzami i miłośnikami piosenki żeglarskiej bawili się też fani country – najpierw słuchając morskich opowieści i śpiewając razem z Jurkiem Porębskim, Ryszardem Muzajem, Andrzejem Koryckim i Markiem Szurawskim, a potem skacząc do rytmicznie porywających kawałków Gdańskiej Formacji Szantowej.
Stare Dzwony
W związku z nieokreślonym przemieszczaniem się Starych Dzwonów po porcie, na scenie w pewnej chwili pozostał sam Poręba i Andrzej Korycki. Nie słysząc protestów ze strony organizatorów – siedzieli, grali i śpiewali, ile się dało:-) Oczywiście – komentarze okolicznościowe były również. To jest właśnie jedna z tych rzeczy, które sprawiają, że na koncerty Starych Dzwonów chce się przychodzić i odbiera się specyficzny klimat, jaki tworzą na scenie i wokół niej. Brak sztampy, przewidywalnego repertuaru, współpraca i dialog z publicznością, spontaniczne wstawki i opowieści w czasie koncertu, pomiedzy utworami, albo i w trakcie piosenek. Każdy koncert jest niepowtarzalny – ma charakter - i to jest to, czego wielu zespołom brakuje. A co liczy się na równi z umiejętnościami wokalno-instrumentalnymi. Dzięki temu np. dowiedzieliśmy się, że "góry lodowe są trudne w pożyciu", Jurek Porębski ma zamiłowanie do góralek i szałasów, a Andrzej Korycki "żeruje na słowiańskich instynktach publiczności". Specjalnym gościem na scenie była p. Mira Urbaniak (m.in. biorąca udział w organizacji Tall Ship Races 2007 w Szczecinie), która z wrodzonym wdziękiem w pewnym momencie przerwała koncert i oznajmiła wpłynięcie do portu "Daru Młodzieży". Faktycznie – po jakimś czasie ukazały nam się reje i zwinięte żagle tego pięknego statku, na tle zachmurzonego i zadeszczonego co chwilę nieba. Porębski z Koryckim byli właśnie w trakcie śpiewania "Byle dalej", gdy "Dar Młodzieży" dostojnie sunął po wodzie, niecałe 50 metrów od sceny. Poręba wyszedł na skraj sceny i w deszczu zagrał piękną solówkę z "Byle dalej" na trąbce, witając tym samym żaglowiec i jego załogę. Cały port wypełnił się buczeniem i syrenami okrętowymi – każdy witał się z "Darem", gdy ten powoli, ale nad wyraz precyzyjnie podpływał na swoje miejsce, tuż obok ORP "Lublin". Koncert potoczył się później w bardziej żeglarskim nastroju – jak gdyby każdy utwór był wykonywany akurat pod imprezę szczecińską. I tak np. w "Emerycie" była mowa o oldtimer`ach cumujących w szczecińskim porcie, w "Popłynęli koledzy w rejs" - Porębski zmienił z marszu tekst na fragment o "Kapitanie Głowackim", który właśnie wypływał z portu, plus oczywiście nieustające nawiązania do mokrej i chłodnej pogody, jaka opanowała Szczecin. Sympatycznym akcentem był też koncert życzeń - podczas którego silna ekipa sprzed sceny wymogła na Porębie odśpiewanie "Spitego Gonzalesa" w całości. Jak sam Poręba przyznał później, ze zdumieniem niejakim i niedowierzaniem – zagrał to po raz pierwszy od wielu lat – i “nawet pamiętał słowa”:-) Aranż tej piosenki w jego wykonaniu jest tak ciekawy – że nawet panowie ochroniarze zasłuchali się w tę opowieść z Ameryki Południowej rodem. Pod koniec nieco podejrzliwe patrzyli jednak na wykonawców – gdy w tekście piosenki okazało się, że Gonzales przemycał narkotyki. Na pożegnanie – publicznośc dostała "Strunę za struną", zapowiedzianą dość żywiołowo jako "...utwór, przy którym kobiety mają mdleć, a mężczyźni zasłaniać oczy dzieciom!". Morał z piosenki jest oczywiście taki, żeby "nie śpiewać żonie a cappella" - co od razu wzbudziło dyskusję sceniczno-publicznościową na temat Ryczących Dwudziestek i innych zespołów "wokalnych", które wg Poręby "...mimo to swoim żonom śpiewają a cappella". Odważni ;-)
Gdańska Formacja Szantowa
"Same chłopy na schwał! Przeżyli sami te lodowe góry i szałasy!" - Jurek Porębski zarekomendował następny zespół. Gdańska Formacja Szantowa – ulubieńcy publiczności i akustyków :-) Od samego początku występu podbili serca wszystkich, którzy do tej pory ich nie słyszeli, a tym – którzy ich już znają – dostarczyli kolejnej porcji dobrej zabawy. O ile przy koncercie Starych Dzwonów rzesze wielbicieli wczuwały się w nastrój "morskich opowieści" i słuchali historii – o tyle jak zagrała GFS, nastrój starodzwonowej nostalgii wielkomorskiej i tawernianych gawęd ustąpił miejsca nieco bardziej żywiołowej muzyce – chociaż i tu nie zabrakło utworów, które z pewnością niejednego skłaniały do refleksji.
Po występach szantowo-folkowych przyszła kolej na... muzykę country. Ale – pomimo tego, że zabawa była równie dobra, co wcześniej - to już zupełnie inna opowieść i na łamy portali o bardziej "kowbojskiej" tematyce ;-)
Ukoronowaniem sobotnich wrażeń szantowo-żeglarskich była parada wszystkich jednostek, jakie przypłynęły na Dni Morza do Szczecina i pokaz sztucznych ogni, który tradycyjnie był o wiele lepszy i efektowniejszy niż fajerwerki sylwestrowe :-) Ludzie siedzący przy stolikach, w nabrzeżnych kawiarenkach, oraz ci, stojący tłumnie na nabrzeżu i Wałach Chrobrego, mogli oglądać, jak Odrą przepływają powoli jachty, oldtimery, holowniki, jednostki gaśnicze WSP – wszystkie oświetlone setkami lampionów, świateł, czerwonych flar, w dymie, strugach wody, pozdrawiające Szczecin przeciągłym odgłosem syren.
Warto było spędzić te dni w Mieście Gryfa. Chociaż mimo wszystko pozostał nam niedosyt, jeśli chodzi o koncerty szantowe... Może za rok Organizatorzy postarają się o więcej elementów żeglarskich – w muzyce i imprezach towarzyszących? Mamy nadzieję...;-)
Zdjęcia: Beata "psyche" Ciszewska
Więcej zdjęć z Dni Morza - do obejrzenia TUTAJ:-)
Joanna Krakowiecka (Jayin) (Naczelna Służba ds. Aktualności, Koncertów, Śpiewnika i Całej Reszty), 17.06.2005 r.
|