Po pierwsze: XVII Spotkania z Piosenką Żeglarska i Muzyką Folk - Szanty we Wrocławiu foto
Jak zawsze Organizatorzy zapewnili publiczności różnorodność - można było posłuchać zespołów o najdłuższym stażu, zespołów konkursowych a także muzyki z troszkę innego nurtu - mówię o koncercie "Natural Irish & Jazz" :) Dzięki temu każdy mógł wybrać to, co mu najbardziej odpowiadało. W piątek obchodziliśmy XX-lecie zespołu "EKT Gdynia" (sto lat!!!), więc był powód do dobrej zabawy, bo któż nie zna i nie lubi piosenek EKT :) Ale na scenie, prócz jubilatów, pojawili się też zaproszeni goście: Gdańska Formacja Szantowa, Orkiestra Samanta, Arek Wlizło, Dariusz ”Macoch” Raczycki, Ryczące Dwudziestki, Sąsiedzi, Banana Boat. W sobotę, na koncercie popołudniowym, wystąpił zespół Carrantouhill, wspomagany przez Wojciecha Karolaka, Tomasza Szukalskiego, Marka Raduli, Krzysztofa Ścierańskiego, Bernarda Maseli i Roberta Czecha, natomiast na koncercie wieczornym mogliśmy posłuchać Zejmana&Garkumpla, Mechaników Shanty, Jurka Porębskiego, Andrzeja Koryckiego, Dominiki Żukowskiej, Ryszarda Muzaja, Róży Wiatrów, Mietka Folka, Flash Creep, Beltaine oraz obejrzeć pokaz tańców irlandzkich w wykonaniu zespołu Ellorien. W niedzielę tradycyjnie odbył się koncert dla najmłodszych, na którym wystąpił zespół Perły i Łotry wspomagany dzielnie przez dzieci, a w klubie Łykend w tym czasie można było posłuchać zespołów konkursowych. Wieczorem w Wytwórni zagrali: 4 Refy, Stare Dzwony, Tonam&Synowie, Perły i Łotry, Yank Shippers, Za Horyzontem oraz laureaci konkursu.
Jak widać, dla każdego coś dobrego - jak co roku warto było przyjechać do Wrocławia :-) Tym bardziej, że w tym roku nie było transmisji internetowej, był za to telebim - fantastyczny pomysł, bo z końca wielkiej hali naprawdę nie widać, co się dzieje na scenie. Obraz z dwóch kamerek był sprytnie montowany na żywo, i chociaż miał minimalne opóźnienie w stosunku do rzeczywistości, jest to niewątpliwie strzał w dziesiątkę :-)
Koncerty jak zwykle odbywały się w hali Wytwórni Filmów Fabularnych (i zmiana miejsca nie jest dobrym pomysłem), za tawernę festiwalową zaś służył klub Łykend. W Wytwórni wszystko było jak zwykle, miałam wrażenie, że od mojego ostatniego pobytu tam nie minęły dwa lata, a kilka dni. Na swoich miejscach stali Darek "Koralik", Jurek Rogacki z płytami, dystrybutorki z piwem oraz grill. Chociaż do kiełbasek były spore kolejki (może przydałyby się dwa stanowiska z jedzeniem?...).
Po drugie: EKT Gdynia
EKT Gdynia, czyli Elitarny Klub Turystów z siedzibą w Gdyni. Któż ich nie zna? Kto nie słyszał nigdy "Ballady na złe drogi" śpiewanej "Lekko ochrypniętym głosem" nad "Małym piwem", przez "Rastamana" "Za naszym domem"?... Kto nie zna piosenki o pannie Zosi, która przyniesie trochę lata z nowej beczki? Na tych piosenkach wychowuje się kolejne pokolenie :-)
Zespół EKT Gdynia - choć trudno w to uwierzyć - powstał 20 lat temu na łonie Ogólnopolskiego Elitarnego Klubu Turystów "Do Baru" z siedzibą w Gdyni. Od samego początku w zespole frontmenem był i jest po dziś dzień Jasiu Wydra. Rok po oficjalnym debiucie do zespołu dołączył Irek MESALINA Wójcik. Choć przez zespół przewinęło się liczne grono osób – to właśnie Ci dwaj tworzyli i tworzą silny trzon obecnego składu. W pierwszym składzie grali również Leszek MŁODY Wydra, Waldek "de Gener" Iławski (obecnie Mietek Folk).
Na pierwszej płycie gościnnie pojawił się Jacek Fimiak – spodobało się i jemu, i zespołowi... i został na stałe wchłonięty do zespołu, i tak gra po dziś dzień.
Następnie do składu dołączył Marcin Sauter, a najmłodszym "dzieckiem" zespołowym został Krzysiek Kowalewski.
Sami o sobie... Jesteśmy hm… zespołem wokalno – instrumentalnym. Repertuar EKT Gdynia obejmuje piosenki piwne, morskie, turystyczne, tawerniane, debilne i inne. Zespół nie ma nic wspólnego z shantami, poza tym, że je lubimy. Alfabet EKT – I. MESALINA Wójcik
Zdeptali właściwie wszystkie sceny festiwali szantowych w Polsce - i łatwiej byłoby wymienić miejsca gdzie ich nie było niż byli. Zdarza się im również grać i za granicami ojczyzny. Dokąd nie pojadą, tam spotykają przyjaciół i znajomych - wystarczy zajrzeć do ich Księgi Gości na stronie zespołu. Pozostawiają za sobą różne wrażenia i opinie, – ale dziś zapomnijmy o tych "gorszych" chwilach - wszak nie zawsze się kończy 20 lat.
Czego im można by życzyć? Może kolejnych 20 lat?!!
Duża Buzia z Dużym Piwem!!!!!
Małgorzata Krasoń "Wrona"
|
Minęło już XX lat istnienia zespołu. Przez ten czas każdy chyba choć raz zaśpiewał przy ognisku (albo w kubryku ;-) jakąś piosenkę z repertuaru EKT. Można powiedzieć, że EKT trafiło pod strzechy :-) To ewidentny sukces, czego zatem można życzyć jego autorom? Kolejnych pokoleń zdzierających gardła na... "pannie Zosi"? ;-)
Wyjątkowo święto to uczcił zespół Banana Boat. Po nich zawsze można się spodziewać swoistego widowiska - tym razem panowie, ubrani w białe koszule i czerwone krawaty, stosownie do okazji, odczytali manifest do narodu, a następnie wręczyli jubilatom goździki. Koniecznie główkami na dół! :-) Potem goździki poszybowały w tłum, strat w ludziach nie zaobserwowano :-)
Po trzecie: Natural Irish & Jazz foto
Sobotni koncert popołudniowy idealnie pasował do pory poobiedniej. Muzyka celtycka w połączeniu z delikatnym jazzem, klimat z obrzeży chilloutu, kołysanie z mocniejszymi akcentami - to wszystko zaserwował nam zespół Carrantouhill wraz z gośćmi: Tomaszem Szukalskim, Wojciechem Karolakiem, Markiem Radulim, Bernardem Maselim, Krzysztofem Ścierańskim i Robertem Czechem. Brakowało nam tylko aromatycznego zapachu kawy i jednak innego, bardziej przyjaznego otoczenia - takiej muzyki najlepiej by się słuchało w ciepłym, przytulnym miejscu, może np. w sali Łódzkiego Domu Kultury, gdzie odbywa się Kubryk?...
Zaczarowani dźwiękami nabyliśmy płytę koncertową, która jednak troszkę nas zawiodła - mieliśmy nadzieję na nagrania studyjne, nie z koncertu. Niemniej jednak polecamy, bo połączenie tych dwóch nurtów muzycznych wyszło naprawdę nieźle :-)
Po czwarte: sobotni wieczór foto
Tradycyjnie już na sobotnim koncercie można było obejrzeć pokazy tańców irlandzkich. Tym razem Irlandię reprezentowały zespoły Ellorien i Beltain. Śliczne dziewczyny w zielonych sukienkach przyciągnęły pod scenę niezłe tłumy widzów (chociaż telebim cały czas działał) i... fotoreporterów :-) To był moment, kiedy scena zeszła na dalszy plan, a najważniejszy stał się parkiet utworzony przed nią. Po występach można było zaobserwować w różnych miejscach hali osoby trenujące dopiero co podpatrzone kroki :-) Tak, trzeba kuć żelazo póki gorące...
Warto zwrócić uwagę na stosunkowo nową osobę, występującą głównie z Andrzejem Koryckim - Dominikę Żukowską. Niegdyś stanowiła część zespołu DNA, od jakiegoś czasu próbuje sił jako solistka i idzie jej całkiem nieźle :-) W sobotni wieczór, w towarzystwie Andrzeja Koryckiego, Jurka Porębskiego i Ryszarda Muzaja (Stare Dzwony w komplecie, z Markiem Szurawskim, wystąpiły w niedzielę), mogliśmy usłyszeć ją w repertuarze piosenki żeglarskiej, ale gdybyście mieli okazję posłuchać w jej wykonaniu ballad rosyjskich, to nie zastanawiajcie się ani chwili - nie będziecie żałować.
Sobotni koncert jak zwykle zakończyć się miał mocnym akcentem. Tym razem chodziło o występ Mechaników Szanty. To powodowało rozdarcie wśród publiczności - z jednej strony chciało się już jechać do "Łykendu", w którym występy zaczęły się jeszcze podczas trwania koncertu w Wytwórni, ale z drugiej - jak dobrowolnie opuścić Mechaników?... Tym bardziej, że zwykle ich występy powodują wzrost sił witalnych u publicznośći :-) Tak też było tym razem, kto żyw - pobiegł do przodu skakać.
Po piąte: Klub Łykend foto
Funkcja tawerny festiwalowej przypadła Klubowi Łykend. To tam rozpoczął się festiwal czwartkowym koncertem zespołu "Za horyzontem", tam właśnie stanęły w szranki zespoły konkursowe i tam przenosiła się gawiedź po koncertach w Wytwórni. Tam tętniło cały czas życie podczas kilku festiwalowych dni. Czy był to najlepszy wybór?...
Tawerna przytulna, wygodne, miękkie ławy, piwa nie brakowało, ale... Brakowało na pewno klimatyzacji, dym z papierosów szczypał w oczy; to przypadłość każdej tawerny, ale zdecydowanie należy z tym walczyć. No i oświetlenie sceny pozostawiało dużo do życzenia, szczególnie w sobotnią noc było tam po prostu ciemno :-(
Na scenie Łykendu mieliśmy okazję oglądać niecodzienne wydarzenie - wspólny koncert zespołów Yank Shippers i Orkiestra Samanta. Obie formacje wiele łączy, czemu zatem wspólnie nie zagrać? :-) Żywiołowość Bongosa, wyróżniający się głos Alexa, skoczne rytmy spowodowały oblężenie kawałka wolnego parkietu przed wykonawcami skaczącym tłumem. To jeden z wielu wyjątkowych w tym roku występów Yank Shippersów - zespół (mamy nadzieję, że hucznie) obchodzi bowiem X-lecie - kolejny jubileusz na szantowej scenie :-)
Po szóste: dzieci foto
Niedzielne koncerty upłynęły pod znakiem konkursu i koncertu galowego. Największą liczbę publiczności i wykonawców zgromadził w wytwórni jednak koncert dla dzieci - jak zwykle prowadzony przez Kowala z wrodzoną werwą sceniczno-towarzyską. Miło było popatrzeć na te małe i większe dzieci, tak bardzo zaangażowane w śpiewanie i - nierzadko - choreografię ;-) Dobre pokolenie nam rośnie.
Przy okazji zobaczyliśmy występ Pereł i Łotrów w nieco zmienionym składzie - zamiast Doktora zaśpiewał z zespołem Dziuq (niegdyś członek Pereł i Łotrów), który nadal sobie dobrze radzi na scenie, chociaż na jakiś czas wycofał się z występów. Dziuq, kiedy nastąpi wielki comeback? :-)
Niestety nie mogliśmy obejrzeć tych dzieciecych popisów do końca, bo szybko trzeba było biec do "Łykendu" na konkurs, który rozpoczął się jeszcze w czasie trwania koncertu dla dzieci.
Po siódme: konkurs foto
Do przesłuchań konkursowych zakwalifikowanych zostało 10 zespołów. Wystąpiło w sumie 9 (nie pojawił się na scenie zespół PuŁBand). Tegoroczny konkurs można ochrzcić ogólnie mianem "Pokaz nietypowych aranżacji wokalno-instrumentalnych Szanty 2006" - gdyż mogliśmy posłuchać zarówno góralskich zaśpiewów, hardrockowych solówek gitarowych, jak i tak mało obecnych na scenie szantowej instrumentów jak puzon, czy saksofon.
Konkurs odbywał się w Klubie Muzycznym "Łykend". Laureatem konkursu został częstochowski zespół Drake. Pozostałe zespoły otrzymały wyróżnienia – w indywidualnych kategoriach, ustalonych przez jurorów :-) Wszyscy nagrodzeni wystąpili na wieczornym koncercie w niedzielę, prezentując po jednym ze swoich konkursowych utworów.
Zespoły konkursowe:
Dzieci Dunajca - zespół dziecięcy z Białego Dunajca "uprawiający" góralskie interpretacje melodii szantowych. Barwne stroje, sympatycznie uśmiechnięte buzie i bardzo dobre głosy, nawet jak na tak młody wiek wokalistek :-) z charakterystycznym – chwilami – akcentem z gór. Pomimo typowo góralskiego klimatu – występ spodobał się nawet zatwardziałym wielbicielom i mieszkańcom wybrzeża Bałtyku.
Pod Masztem - jak zwykle autorsko i we własnym stylu. Nie było mocno idących zmian w zespołowym graniu i śpiewaniu od zeszłego razu, kiedy ich słyszałam na żywo (a było to dośc dawno), zmienił się za to nieco styl sceniczny – więcej ruchu (szczególnie u Wojtka;-), więcej uśmiechu i lepszy kontakt z publicznością.
Dzikie Róże - dobry wokal jedynej damy w zespole, Ewy, plus mężczyzn trzech – wokalnie i instrumentalnie. Mocne wrażenie klimatów "starej" Róży Wiatrów. Nic dziwnego – nazwiska wszystkich trzech panów z Dzikich Róż można znaleźć w starym dobrym składzie RW:-) Konkursowo zaśpiewali "Rafę" (znaną jeszcze z płyty RW), oraz dwa nowe teksty, w tym jeden z tekstem autorskim Pawła Jędrzejki – za który to tekst tak a propos otrzymali wyróżnienie w konkursie.
Kliwer - prosto z Ustki - zwabili na widownię samego Jurka Porębskiego. Pewnie przyczyną była sekcja dęta, jaką wprowadzili do swoich aranżacji ;-) Teksty, muzyka, klimat: nietypowo jak na Wrocław i Śląsk, typowo jak na nadmorskie klimaty. Coś nowego na scenie "szantowej".
Ostatnia Deska Ratunku - ci, którzy wcześniej jeszcze ich nie słyszeli – twierdzili zgodnie, że bardzo im się podoba ten styl grania i śpiewania. Pozytywnie, acz bywało lepiej.
Pearl Harbor - bydgoski zespół zaprezentował trzy konkursowe utwory w konwencji MOCNO rockowej :-) Wywołując tym niejaką zgrozę na twarzy niektórych jurorów, ale przede wszystkim zadowolenie i niezłą zabawę wśród publiczności.
Drake - typowany jako laureat - laureatem się okazał być w rezultacie. Jednak muszę przyznać, że nieco zawiedli mnie wykonaniem konkursowym. Z pewnością mogli to zrobić lepiej, ale i tak było OK.
Betty Blue - dotychczas duet, na konkursie wystąpili w poszerzonym składzie instrumentalnym: bas + grzechotki. Obserwując ich dokonania na przestrzeni chociażby roku – z całą odpowiedzialnością mogę napisać, że robią duże postępy. Aranżacje dużo ciekawsze i urozmaicone, wokale pewniejsze i harmonijne. Chociaż nadal mam wrażenie, że jednak lepiej niż na festiwalu "szantowym" odnaleźli by się na festiwalu piosenki aktorskiej (tu duży ukłon w stronę ekspresji scenicznej Eli :-) bardzo mi się podobał ten występ:-)
Po ósme: werdykt
Jury XVII Spotkań z Piosenka Żeglarską
w składzie:
Przewodniczący: M. Szurawski
R. Muzaj
A. Korycki
P. Aleksanderek
M. Łuczak
Po wysłuchaniu 10 podmiotów wykonawczych przyznało nastepujace nagrody:
Wyróżnienia:
za próby wykreowania szanty aktorskiej solistce zespołu Betty Blue
zespołowi KLIWER za bardzo udaną prezentacje dixi szanty
zespołowi Dzikie Róże - za wykonanie ballady P. Jędrzejko
Dominice Białoń, solistce zespołu Dzieci Dunajca za głos ? spod samiuskich Tater
III nagroda
Ex equo: Katarzyna Dyzner i zespół Dzieci Dunajca
II nagroda
Zespół Pod Masztem
I nagroda
Zespół DRAKE
Wszystkim nagrodzonym serdecznie gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów scenicznych :-)
Po dziewiąte: koncert finałowy foto
Koncert wieczorny w niedzielę był najmniej "uczęszczaną" imprezą tych dni, ze względu na to, że wiele osób musiało wrócić w swoje rejony geograficzne już w południe. Ale zabawa i tak była niezła. Jak doszło do uszu Wywiadu :) - ze szczególną niecierpliwością publiczność czekała tego wieczoru przede wszystkim na dwa zespoły: Perły i Łotry oraz Tonam&Synowie (po reaktywacji). Oczywiście - stali i wytrwali miłośnicy Czterech Refów i Starych Dzwonów też przybyli liczną grupą do Wytwórni. Poza gośćmi - na scenie "głównej" oficjalnie ogłoszono też wyniki konkursu, a następnie wpuszczono laureatów i wyróżnionych na pokład, by mogli zaprezentować się raz jeszcze w jednej, wybranej przez siebie konkursowej piosence. Jednak to wykonanie zupełnie nie oddawało klimatu, jaki panował w przytulnie kameralnym "Łykendzie" podczas konkursu, więc ci, którzy oglądali konkursowiczów w Wytwórni z pewnością inaczej odebrali ich niż ci, którzy mieli możliwość słyszeć ich w "pełnej krasie" kilka godzin wcześniej.
Ogólnie rzecz biorąc - z powodu mniejszej ilości ludzi na koncercie wieczornym słychać było tu i ówdzie głosy, że jednak piątek i sobota były dużo lepsze pod względem "dobrej zabawy". Same zaś koncerty skończyły się dużo za wcześnie, jak na nasze potrzeby bawienia się, ale OSTATECZNIE można zrozumieć, że niektórzy musieli iść w poniedziałek do pracy....;-)
Po dziesiąte: Wrocław
Magia Wrocławia
"Miasto trzech kultur" jest niezwykłe. Ma cudowny klimat, wspaniałą atmosferę, jest piękne oraz... łatwo tu ze Śląska dojechać. O wrocławskim festiwalu też można pisać godzinami. Dla mnie ta impreza jest szczególna. "Profesjonalną" przygodę ze śpiewaniem szant zacząłem właśnie na wrocławskiej scenie. Na trzęsących się nogach drżącym głosem poprowadziłem "Maringo". Oprócz Pereł i Łotrów (jeszcze wtedy Shanghaju) odpowiedziała mi cała sala Przetwórni. Oj, to było doświadczenie...
Bardzo cenię wrocławski festiwal. To jedna z niewielu polskich imprez, na których zestaw wykonawców dobiera się tak przekrojowo. W Wrocławiu rzadko mówi się o "wielkich nieobecnych". We Wrocławiu w ogóle rzadko się narzeka.
Koncerty są wspaniale nagłośnione. Gramy od lat i rzadko od strony technicznej jest tak dobrze jak we Wrocku. Organizacja festiwalu to jego mocny punkt. Nie ma wrażenia rozbiegania, wszystko jest na swoim miejscu. Twarze organizatorów te same od lat – od lat tak samo serdecznie uśmiechnięte i od lat z tym samym ciepłem witające wykonawców. Koncerty czarodziejskie... W niedzielny wrocławski wieczór stałem przed sceną i jak urzeczony wsłuchiwałem się w dźwięki znanych i lubianych "tonamowych" pieśni. Publiczność, która od trzeciej zwrotki już samodzielnie, bez udziału artystów dokończyła "Białego Mincha". Magiczna chwila...
Lubię ten Wrocław. Lubię tu wracać. Dziękuję Wam drodzy Organizatorzy. Renatko, Krzysiu i Robercie – Wam szczególnie ;-)
Michał Gramatyka "Doktor"
|
Pierwszy weekend marca to nie tylko szanty, piosenka żeglarska czy irish&jazz; nie tylko Wytwórnia albo tawerna festiwalowa, nie tylko znajome twarze wśród litrów piwa (albo piwa z whisky ;-p). Pierwszy weekend marca to także miasto, jedno z najpiękniejszych miast, jakie znam, pełne brukowanych ulic, mostów i mosteczków, z jedynym w swoim rodzaju Placem Grunwaldzkim, z knajpkami w podziemiach... Czy można ominąć klubo-kawiarnię PRL z popiersiem Lenina? Czy można przejść obojętnie obok pomnika "Przejście" autorstwa Jerzego Kaliny?... Jeśli myślicie, że tak, to... się mylicie :-) Zapraszamy za rok do Wrocławia!
Tekst: psyche, Jayin
Zdjęcia: psyche, Barlog, zespół Kliwer
|