Środa
W środę 28 lutego roku pańskiego A.D. 2007 o godzinie 19:00 w klubie ''Łykend'' rozpoczęły się kolejne spotkania z piosenką żeglarską we Wrocławiu ''Szanty Wrocławskie'' pod hasłem ''Wrocław żąda dostępu do morza'' (Wrocław w granicach polski jest miastem portowym od 1986 roku, wiec nie rozumiem tego hasła... kto jak kto, ale organizatorzy powinni wiedzieć o czymś takim).
Na pierwszy ogień publiczność została wystawiona występami naszych (jestem z tego miasta) wrocławskich zespołów Za Horyzontem, Dariusz ''Macoch'' Raczecki, Betty Blue, Pod Masztem. Jak na środowy koncert, kiedy to większość osób idzie do pracy następnego dnia, można było się spodziewać niezbyt dużej frekwencji, szczególnie, że czekał nas maraton szantowy aż do niedzieli. Publiczność nadspodziewanie dopisała. Praktycznie bez zbędnej rozgrzewki dziewczyny z Za Horyzontem poruszyły całą publiczność swoim występem, dalej ''Macocha'' jak zwykle odpłyną z publicznością na Karaiby ''deską od sracza''. W trakcie koncertu zacząłem wspominać początki wszystkich zespołów występujących tego dnia na scenie i przypomniałem sobie nieśmiałe kroki i błędy popełniane na samym początku. Teraz jednak ludzie którzy przybyli posłuchać ich muzyki mogli śmiało powiedzieć, że koncert był na bardzo wysokim poziomie, a ja osobiście byłem najbardziej zaskoczony chyba najmłodszym w tym gronie zespołem Betty Blue. Jednak jak wspomniałem na początku, większość następnego dnia szła do pracy lub szkoły, więc sala zaczęła gwałtownie pustoszeć podczas występu ostatniego zespołu.
Dnia następnego tj. w czwartek 1 marca koncert Touch of Ireland - dzień irlandzki rozpoczął ucztę nie tylko muzyczną, na scenie w Wytwórni Filmów Fabularnych. Wystąpiły między innymi takie zespoły jak Carrantuohill, Shannon, Midnight Cort (Irlandia), Les Dieses (Francja), Krewni i Znajomi Królika, Beltaine Celtic Group. Nie widziałem tak zapchanej wytwórni dawno, a przebił tą frekwencję tylko sobotni wieczorny koncert. Organizatorzy przeszli samych siebie organizując wieczór dedykowany tylko kulturze wyspiarskiej w takiej formie. Zespoły które wystąpiły tak naprawdę okazało się potem były tylko tłem do tego co wyczyniał na scenie formacja taneczna Reelandia oraz Ellorien (pokazy i nauka tańca). Euforia tego wydarzenia udzieliła się wszystkim z którymi rozmawiałem. Chcąc uwiecznić to wydarzenie, ja swoim aparatem nic ciekawego nie byłem wstanie wyłapać, ponieważ taki taniec można tylko nagrać kamerą, żeby pokazać co się działo, aparat fotograficzny nie jest wstanie oddać jaką klasę pokazali artyści. Carrantuohill tego dnia zszedł na plan dalszy nie tylko dlatego, że muzycy zostali przesunięci na tył sceny, tak by zrobić miejsce dla zespołu tanecznego, po prostu na scenie istnieli tylko tancerze.
Barlog
środa - czwartek, fot. Barlog
|
|
Wrocław wciąż w dobrej formie
Wrocławski festiwal zawsze odwiedzam z prawdziwą przyjemnością i nie przeszkodzą w tym nawet drobne zgrzyty za kulisami ;) Dobrze nagłośniona, duża sala sprzyja i zabawie i słuchaniu wykonawców - dla każdego coś miłego.
"Les Dieses" wraz z "Orkiestrą Samanta" można uznać za muzycznych gospodarzy festiwalu. Oba zespoły nie pozwalają zapomnieć, że nurt anglosaski nie jest jedynym, na którym bazują polskie piosenki okołomorskie. W tym przypadku przedstawione jest bardzo płynne przejście między Francją a Polską :)
Już od dawna zespoły "Smugglers" i "Szela" łączyła dość zaawansowana unia personalna, ale tym razem jak rzadko miałem wątpliwości, kto właściwie wychodzi na scenę. Obecność Beaty Bartelik-Jakubowskiej przekonywała, że to jednak "Szela" w składzie zaprezentowanym po raz pierwszy na sandomierskim Szantomierzu, ale dopiero zapowiedź konferansjera rozwiała wątpliwości. "Szelo-smalec" zawsze serwuje dobrą muzykę, tak było i tym razem. Naprawdę warto ich posłuchać.
Ciekawie prezentuje się zespół DNA w obecnej formie. Właściwie, można by ich raczej określić dość modnym ostatnio mianem "projektu". Przyczyną tego, jest rozbudowany skład, w jakim występują i nagrywają materiał w studio - do znanych z dawnego składu, Pawła Leszoskiego i Niny Wiśniewskiej dołączyli muzycy znani z innych zespołów, tacy jak Piotr Ruszkowski, Krystian Sidor, czy "Szkot", czyli Henryk Czekała. I tak jesteśmy świadkami metamorfozy "kameralnego Żyrardowa" w rozbudowaną "Polskę nie tylko centralną". Mimo to, część kameralnego brzmienia nadal pozostała, co można prześledzić na ich nowej płycie, o której kilka słów już wkrótce.
"Banana Boat" - może nic zaskakującego, ale po prostu nie da się przejść obojętnie obok zespołu, który nieodmiennie odwala kawał dobrej roboty. Prezentują porywający publiczność show, od pewnego czasu w dodatku naprawdę dobry muzycznie. Warto poczekać do późniejszych godzin nocnych, żeby przekonać się jak Banany prezentują się "after hours" - we Wrocławiu akurat w klubie "Łykend" - kiedy pozwalają sobie na rozbudowanie nieżeglarskiej części występu.
Moim tegorocznym prywatnym "odkryciem" był jednak Mordewind. Zespół będący dawniej synonimem szantowej "warszawki" stał się niepostrzeżenie jedną z najlepiej brzmiących grup żeglarskich. Z niekłamaną przyjemnością słuchałem ich "szantowej" wersji melodyjnego rocka. Myślę, że płyta z muzyką o takim brzmieniu, jakie zaprezentowali we Wrocławiu była by ciekawym uzupełnieniem fonoteki każdego miłośnika muzyki żeglarskiej, zainteresowanego nowoczesnymi brzmieniami.
And last but not least - to, co naprawdę wprawia w dobry nastrój podczas koncertu - obecność na scenie jako konferansjera "Messaliny", czyli Irka Wójcickiego, tym razem wspomaganego przez sympatycznego acz nieco bezczelnego plenipotenta ;) Sto lat, Irku!
Wilczy
sobota, koncert tradycyjny, fot. psyche
|
|
sobota, koncert wieczorny, fot. psyche
|
|
Pamięci Józka Kanieckiego
Świetny piątek na początek :-) Koncert poświęcony pamięci Jozka Kanieckiego wypadł znakomicie: każdy grający tego dnia zespół zaakcentował w jakiś sposób pamięć skrzypka, np. przez granie do playbacku jego nagrań. Na telebimie za artystami pojawiały się zdjęcia Józka. Jednak najciekawszym akcentem był wspólny występ skrzypków z różnych zespołów - zjawisko zadziwiające tak wizualnie, jak dźwiękowo!
Bardzo energetyczny był występ Orkiestry Dni Naszych: zespół jest w dobrej formie i jak zwykle porwał tłumy do tańczenia, chociaż pora była późna, a ludzie zmęczeni byli już po występie EKT.
Pojawienie się na scenie Messaliny w dobrej formie przyjęte zostało entuzjastycznie, nie zabrakło odśpiewania "Sto lat", a Messol miał łzy w oczach (nie tylko on zresztą - wystarczyło rozejrzeć się dyskretnie po sali...).
A Wrocław? Nadal zachwycający, szczególnie dzięki krasnoludkom, które pojawiają się w zaskakujących miejscach miasta. Nadal warto tam wracać :-)
psyche
koncert skrzypków, fot. psyche
|
|
Werdykt
Jury XVIII Spotkań z Piosenka Żeglarską
w składzie:
Przewodniczący: Waldemar Mieczkowski
Jacek Jakubowski
Marcin Wilk (Redakcja "szanty.art.pl"), 31.03.2007 r.
|