Powrót do strony głównej Aktualności
XV Spotkania z Piosenką Żeglarska i Muzyką Folk "Szanty we Wrocławiu" ArchiwumNowsza notkaStarsza notka

SAP gościł na festiwalu w sobotę i niedzielę (21 i 22 lutego br.). Po wysłuchaniu zachwytów i zażaleń nad piątkowym koncertem (zażalenia dotyczyły głównie występu EKT, co mnie nieco zdziwiło, ale fakt faktem - ponoć się nie popisali profesjonalnym podejściem do tematu tym razem...) - wyruszyliśmy na rekonesans za kulisy, przed pierwszym koncertem sobotnim, mającym rozpocząć się o godzinie 16.00 w Wytwórni Filmów Fabularnych - czyli TRADYCYJNIE :-) Novum były ceny biletów - droższe niż rok temu, ale wynikało to z kłopotów organizatorskich w temacie dofinansowania festiwalu ze strony Miasta, więc chociaż uderzyło w kieszenie publiczności - było całkiem zrozumiałe.. W czasie festiwalu krążyła wśród ludzi petycja skierowana do Prezydenta Miasta, w proteście przeciw zabieraniu dotacji na festiwal - zobaczymy jaki skutek odniesie to w przyszłości. W każdym razie - w sobotę wieczorem pojawił się na scenie festiwalowej sam Prezydent Miasta - ale o tym później opowiem :)

Wrocław 2004 Wrocław 2004 Wrocław 2004 Wrocław 2004


Na temat piątkowego koncertu wiadomo nam, że na scenie wystąpili: Róża Wiatrów ("lokalny" :) zespół, który w czwartek - 19. lutego br., dał koncert we wrocławskiej "Gawrze", promując swoją pierwszą płytę, Gdańska Formacja Szantowa, Canoe, Zejman & Garkumpel, Banana Boat (tu dezorientacja garderobiana - bo oto rozmnaża się "BA", a znika "AT" - przestroga dla społeczeństwa - nie pożyczać sobie koszulek! :)), oraz EKT Gdynia (niezbyt ciekawie wyszło z tym akurat występem - zagranie "od niechcenia" swojego "seta" w dodatku niecałego - nie jest raczej sympatycznym gestem wobec publiczności), a konferansjerkę prowadził Kowal (z zespołu Zejman & Garkumpel). Sam konferansjer, choć jak wiadomo Bałtroczyka nie przypomina ani z wyglądu ani zasobu słownictwa :) - zaskoczył niemal wszystkich nietypowym nawet jak na niego natężeniem tematyki dwuznacznej w swoim stylu wypowiedzi - co do dziś wywołuje sporne dyskusje w światku (i półświatku:) szantowej publiczności i wykonawców. Jak widać, piątek okazał się być dniem obfitującym w różne dziwne, ciekawe lub nieciekawe zdarzenia na festiwalu - ale publiczność i tak świetnie się bawiła w Wytwórni...
...Po czym, po zakończonych koncertach, poszła bawić się dalej w "Gawrze" - która na ten czas obwołana została zasłużenie Tawerną Festiwalową :)

Sobota
Godzina 16.00 - za kulisami panuje lekki stan podenerwowania jak się wydawać by mogło - może spowodowany piątkowymi ekscesami scenicznymi, a może po prostu tremą lekką - w końcu to Jubileusz :) A i koncert zbliżający się nie był zwykłym koncertem - tylko "Szantową Wielką Dogrywką czyli Festiwalem Festiwali" - podczas której wystąpić miały znane i lubiane zespoły - laureaci ogólnopolskich festiwali - by walczyć dzielnie o Nagrodę Publiczności. Do abordażu na najwyższe podium przystąpić mieli zamiar: Róża Wiatrów, Canoe, Banana Boat, DNA, Kliper oraz Orkiestra Samanta.

Po zwiedzeniu kulis - krok dalej - mały test widowni (jak się okazało niezbyt dużo osób się pojawiło na samym początku koncertu) , nieopatrzne wejście pod scenę, gdzie od razu namierzono nas i rzucono się do spektakularnych powitań :) - i pan Ochroniarz przepuścił nas dalej, żebyśmy mogli wmieszać się w tłum, który zbierał się powolutku w Wytwórni. Ze środkowych rzędów krzesełek (tak a propos BARDZO niewygodnych na dłuższą metę, co było dodatkowym bodźcem do wstawania z nich i skakania pod sceną:). Z roku na rok, jak się okazuje - nieznacznie, ale jednak, zachowując przy tym tradycyjny "system żaglowy":) - zmienia się ogólna scenografia - i to na lepsze (w tym roku organizatorzy uraczyli nas nowym oświetleniem i oświetleniowiec nawet nie tak często oślepiał radośnie publiczność, jak to w ostatnich latach to bywało, światłość sceniczna była znośna, chociaż słabiej skoordynowana z koncertem, niż w zeszłym roku (wtedy efekty "świetlne" były bardziej zgrane z muzyką).
Podejrzliwie natomiast, nauczona doświadczeniami z lat poprzednich - spoglądałam na akustyka - i NIESTETY, jak się potem okazało miałam rację z tym votum nieufności... Ale radosna twórczość akustyka nie przeszkodziła na szczęście w przyjemnościach słuchania zespołów :)

Wrocław 2004 Wrocław 2004 Wrocław 2004 Wrocław 2004


Konferansjerem koncertowym mianowany został Messalina (EKT Gdynia), a Kapitanem Statku "Wrocław" - synek Messaliny - Michaś. Elokwencja Sił Zjednoczonych Prowadzących - tych mniejszych i tych większych, sprawiała, że atmosfera koncertowa stawała się z chwili na chwilę coraz sympatyczniejsza. Do historii przeszedł już tekst Michałka, dotyczący skojarzenia nazwy zespołu na zasadzie: "Banana - banany, Boat - ... wino!" :)
Nagrodę Publiczności miała przyznać oczywiście sama publiczność za pomocą pisków, wrzasków oklasków, tupana, porykiwania i innych hałasów. Wszystko było mierzone sprytnym urządzeniem, które podejrzewaliśmy w pewnym momencie o tajną współpracę z Messaliną - bo zbyt często wskazywać chciało 106 decybeli. Jednak w mówiono nam, że TO TAK MA BYĆ :)
Początkowo ludzie nieśmiało sobie i niepewnie stawali pod sceną, ograniczając koncertowanie swoje do słuchania i przytupywania, potem co odważniejsi zaczęli podskakiwać i klaskać - a kiedy na scenie pojawiła się Orkiestra Samanta - gama odruchów choreograficznych osiągnęła apogeum :) Nie ujmując nic grającym przed Orkiestrą zespołom - jednak dopiero przy Samancie zaczęła się prawdziwa zabawa - tłumnie, głośno, z entuzjazmem - wszyscy śpiewali i bawili się wspaniale. Łącznie ze mną:) Ale starość, nie radość - ustąpiłam w końcu pola młodszym ode mnie :P:)
Zespoły występujące po Orkiestrze Samancie miały już łatwiejsze zadanie - bo i publiczność rozbawiona i roztańczona chętniej bawiła się, nie chcąc siadać na krzesełkach - i jednak obecność stoisk z szeroko pojętymi napojami robiła swoje. Ale było kulturalnie i nie zanotowano żadnych niemiłych zajść w tłumie - więc można powiedzieć, że wrocławska publiczność i "napływowa" umie się naprawdę fajnie bawić.
Wyniki decybelizacji tłumu wskazały jako zwycięzcę zespół Banana Boat (109 dB), a drugie miejsce zarekwirowali "tubylcy - czyli Orkiestra Samanta i Róża Wiatrów (owe sławetne 106 dB)
Dodatkową atrakcją były urodziny jednego z organizatorów festiwalu - Krzysztofa Jakubczaka- z której to okazji solenizant otrzymał autentyczną Laskę Jakuba :) po czym chciano go nakłonić do odśpiewania i zagrania przed publicznością, co niemal się udało.
Koncert skończył się około godziny 19.00 - następny zaczynał się o godzinie 20.00 - więc godzinę czasu poświecić można było na uzupełnienie braków żywnościowych w organizmie, albo na nałogi różnego rodzaju przy Wytwórni (jedni palili, inni pili, jeszcze inni śpiewali, a policjanci, siedząc ostrożnie i bezpiecznie w swoim samochodzie nałogowo objeżdżali okolicę, spoglądając na nas niczym na kibiców piłki nożnej. Ktoś nawet zaproponował, żeby pomachać im szalikami (w końcu zima, prawda? Szalik - ważna rzecz!) i zacząć śpiewać szanty w konwencji stadionowej :) Ale pomysł upadł, bo zdziwiło nas coś innego... Mile zdziwiło. Otóż, pod Wytwórnią zaczął zbierać się wielki tłum ludzi - w wieku od lat 6 do 60 (a może i więcej). Oblegał ustawiony w kolejce samochód, w którym sprzedawano przy wejściu bilety i karnety, a jak już dostał upragniony kartonik - tłum ów oblegać zaczynał wejście do Wytwórni, którego strzegli Panowie Ochroniarze Oraz Inni - w tym roku prowadzący wzmożoną akcję pod kryptonimem: "Szukajcie a znajdziecie", jeśli chodzi o przemyt alkoholi do Wytwórni przez publiczność.

Drugi sobotni koncert, pod tytułem: "Popłyń do Rio, czyli ostatnia sobota karnawału" - zaczął się po 20.00. Akustyk chyba wziął sobie do serca krytykę publiczną, bo dźwięk był lepszy niż o 16.00. Sala była zapełniona w całości - nawet te niewygodne krzesełka :)
Na scenie pojawili się: Ryczące Dwudziestki, Mietek Folk, Jurek Porębski, Andrzej Korycki, Ryszard Muzaj, DNA, Perły i Łotry, Orkiestra Samanta, Yank Shippers oraz Smugglersi.
Może sprawiła to późniejsza godzina, może większa liczba publiczności - zabawa w każdym bądź razie była lepsza niż na koncercie parę godzin wcześniej. Tym bardziej, że na scenie pojawił się Pan Prezydent Miasta Wrocławia - w sprawie protestu wielbicieli wrocławskiego festiwalu przeciw obcięciu dotacji na tą imprezę. Padło nawet oświadczenie, że: "Pan Prezydent sam osobiście podpisze petycję do siebie!" - ale co wyniknie z tego "odruchu" solidarności wobec wyborców, nie wiadomo :) Kiedy już Prezydent ochłonął trochę z emocji związanych z ryzykiem ostracyzmu i chciał się po angielsku ewakuować ze sceny - bongos (Yank Shippers) podstępnie zaczął skandować: "Niech zaśpiewa! Niech zaśpiewa!!!" - publiczność podjęła ten okrzyk i Prezydent został osaczony na scenie. W zastępstwie jednak zaśpiewał za niego szczęśliwy posiadacz Laski Jakuba - Pan Organizator Festiwalu. Prezydent odetchnął z ulgą po raz drugi. Podpadł chyba jednak czymś bongosowi, bo tenże zaczął znowu wołać: "Niech zatańczy! Niech zatańczy!". Na scenie obwieszczono, że Pan Prezydent wolałby jednak zaśpiewać niż zatańczyć, więc podpowiedziano mu, żeby zaśpiewał np., "Pociągnij ją...!" - wobec czego Pan Prezydent radośnie choć bez nawiązania (chyba?:) rzekł do mikrofonu: "No, to go pociągnij!? i zakończył tym samym swą sceniczną karierę szantową :)

Wrocław 2004 Wrocław 2004 Wrocław 2004 Wrocław 2004


Koncert miał się zakończyć o godzinie 24.00 - jednak dopiero około godziny drugiej w nocy zaczęto masową ewakuację do Gawry.
Gawra - jeszcze rok temu zaczynająca na dobre swoją oficjalną działalność jako tawerna festiwalowa - była wypełniona do ostatniego miejsca. Łącznie z WC :) Na niewielkiej scenie zagrali nocny koncert Yank Shippersi, Róża Wiatrów (jako gospodarze) oraz Pod Masztem. W międzyczasie prowadzona była aukcja zorganizowana przez bongosa, a do której dołączyło się gro osób jeszcze - mająca na celu zebranie pieniędzy na pomoc w leczeniu Wojtusia Iłowskiego (o Wojtusiu piszemy na głównej stronie SAP-u. Koniecznie przeczytajcie!). Pomimo braku miejsca - niektórym udało się potańczyć, a tym mniejszym (niższym:) nawet poskakać - bo sufit był dość nisko. Bardziej kameralnie niż w Wytwórni, bardziej swojsko, późna pora nocna też robiła swoje, atmosfera była wspaniała :) Duża zasługa w tym przede wszystkim ludzi, którzy grali i którzy się bawili w Gawrze, ale też samego lokalu.
Mniej więcej o godzinie 5 rano - all hands on deck! Wspólnymi siłami części Pod Masztem, części Orkiestry Samanty, Yank Shippers`ów i Róży Wiatrów udało się zrobić finał nocnego grania :) Ciekawa koordynacja głosów i gestykulacji :) Zmęczeni, ale zadowoleni - wszyscy ruszyli odsypiać sobotnie szaleństwa i zbierać siły na niedzielny koncert konkursowy w Tawernie...

Niedziela
Tawerną konkursową była Tawerna na Wybrzeży Wyspiańskiego - na szczęście impreza odbyła się "na pięterku", takim klimatycznym pięterku z antresolą :), a nie jak rok temu w sali na parterze, która przypomina raczej poczekalnię dworca PKP. O godzinie 13.00 zespoły startujące w konkursie zebrały się w celu odbycia prób. Konferansjerkę niedzielną przydzielono bongosowi, a sami Yank Shippersi byli "gośćmi" koncertu - a tak właściwie to im przypadła rola suportu przed wykonawcami konkursowymi :) Mieli rozgrzać publiczność - rozgrzali tych co byli w stanie użytkowym w to niedzielne popołudnie, ale nic nie poradzili na to, że zmęczenie, bezsenność i syndrom dnia wczorajszego zmuszały wielu ludzi do siedzenia w miejscu i usilnego utrzymywania pionu oraz otwartych oczu :)
Konkurs i koncert Yank Shippers`ów rozpoczął się 10 minut po czasie, ale ponoć, wg bongosa "zgodnie z tradycją obsuw musi być". Faworytem konkursu od początku był zespół o swojskiej nazwie Sąsiedzi. Też obstawiałam właśni ich, bo nie raz słyszałam jak śpiewają - a po konkursie trzeba przyznać, że robią postępy z koncertu na koncert. Widać, że pracują nad sobą i efekty są niezłe. I werdykt jury potwierdził ten typ. Poza Sąsiadami w konkursie wzięli udział (w kolejności występowania): Bukanierzy (fajne rytmy, spodobało mi się), Fair Lady, Nagielbank (ładnie, ale za dużo kobiet śpiewało:), Bradeli (nie mogę się przemóc niestety do lubienia tego zespołu:/ czysto technicznie, ale nie czuję tego zupełnie. Nie odbieram. No i trudno), Pod Masztem, Ela Kołodziejczyk, Majtki Bosmana, Szant Grant, Za horyzontem (zapowiedziany jako "szantowy hip-hop", cokolwiek miało to oznaczać:)), Małgorzata Hoppe, Ela Kliś (ładnie, ale smutno), Bezmiary oraz Piotr Ściesiński wraz z Szantażystami (przy czym nazwisko Piotra sprawiło niejaką trudność werbalną bongosowi :) W jury zasiedli przy stole - M. Szurawski - jako przewodniczący l(Prezes z charakterystycznym zaśpiewem), Krzysztof Jakubczak (Dyrektor Wrocławski i Właściciel Laski Jakuba), K. Bobrowicz (Dyrektor Krakowski, bez laski:), Waldemar Mieczkowski (Po Prostu Prezes) i Andrzej Korycki (Dyrektor Swojej Własnej Gitary).
Klimat w Tawernie nie był tak rozrywkowy jak w nocnej Gawrze, ale było i tak nieźle jak na "dzień po". Antresolę zajmowały zespoły konkursowe, mając dobre miejsce obserwatorskie i widok na scenę oraz konkurencję :) Nie zauważyłam, żeby ktoś podstępnie rzucał pomidorami - pełna kultura i poziom rywalizacji :) I trema dość wyczuwalna - nawet w damskim WC natknęłam się na próbę prowadzoną w klimacie nerwowym przez Bradeli z gitarą, przed lustrem :)
Na szczęście nikt w czasie konkursu nie wykazywał się nerwowością.

Wrocław 2004 Wrocław 2004 Wrocław 2004 Wrocław 2004


O godzinie 19.00 nastąpiło ogłoszenie wyników w czasie wieczornego koncertu w Wytwórni Filmów Fabularnych- pierwsze miejsce przypadło jak już wspominałam wcześniej - Sąsiadom. Drugie zajął Piotr Ściesiński i Szantażyści, zaś trzecie - Bukanierzy. Wyróżniono też Pod Masztem, Majtki Bosmana i Za horyzontem - nomen omen Wrocławiaków :)

Z roku na rok festiwal we Wrocławiu jest coraz lepszy. Oby tylko w 2005 r. nie zabrakło organizatorom i ochoty i finansów na kolejny!
Prezydent OBIECAŁ :)!

Jayin

Ważne adresy:
www.szanty.com.pl - oficjalna strona Szant we Wrocławiu
Dziękujemy Jayin za relację i Barlogowi za zdjęcia. Wkrótce postaramy się umieścić fotorelację z pozostałych dni festiwalu.

autor Beata Ciszewska (Psyche, nadworny fotograf ;-)), 27.02.2004 r.