Powrót do strony głównej Aktualności
Szantomierz - naprawdę, naprawdę warto! ArchiwumNowsza notkaStarsza notka

Trudno już zliczyć festiwale szantowe w Polsce. Niemal każde miasto i region ma juz swoją imprezę, a są takie miesiące, kiedy wyjazdami na festiwale można by sobie zająć każdy weekend. No i brawo - dzięki temu każdy z nas, jeśli tylko chce może wybrać coś dla siebie w dogodnym terminie i lokalizacji. Nie da się oczywiście być na wszystkich festiwalach, a zresztą czasem wydaje się, że nawet nie warto - wyłączając oczywiście festiwalowe życie towarzyskie, którego nigdy za wiele! ;-) Niekiedy może się zdawać, że jak się widziało jeden festiwal, to widziało się wszystkie... Przyjazd, sprawy organizacyjne, koncert inauguracyjny, kilka godzin na włóczenie się po okolicy, konkurs, wieczorem obowiązkowo zestaw zaproszonych gości, spanie do południa, odczytanie werdyktu, kilka minut dla nagrodzonych, finał i do zobaczenia za tydzień ;-)

Dlatego z wielką radością zauważamy imprezy, które wyraźnie poza ten szablon wychodzą - jedną z takich jest właśnie Szantomierz. Po pierwsze jest to festiwal "wodniacki", a nie "szantowy" i choć muzyka szantowa przeważa, to wiele można się dowiedzieć np. o kulturze flisackiej (nie tylko poprzez muzykę). Zresztą, organizatorzy deklarują otwarcie na zdecydowanie bardziej nieżeglarskie wariacje na wodne tematy. :) Po drugie, festiwal jest mocno związany z miejscem, w którym sie odbywa i organizatorzy umiejętnie wykorzystują walory sandomierskiego Starego Miasta, a także bliskość Ulanowa, flisackiej stolicy. Jeżeli dodamy do tego rzadko spotykaną gdzie indziej gościnność, okazywaną zresztą nie tylko przez organizatorów, ale i przez mieszkańców starówki, to sukces festiwalu jest oczywisty. Wiele osób w rozmowach z nami wyraziło opinię, że czują się tu mile widzianymi gośćmi i wierzą, że to dla nich cała ta impreza :-)

Wilczy

Bardzo luźne uwagi psyche, niekoniecznie związane z muzyką...


Zespół "Pod Masztem" w niedzielę nie wzbudził mojej sympatii. Do jednej piosenki ustawiali się kilka minut, zdecydowanie za długo - zdążyłam się już znudzić oczekiwaniem. No cóż, to, co można od biedy wybaczyć "gwiazdom", nie jest dobrze widziane podczas występów zespołów konkursowych...

Sylwester Karnafel - czekam z nadzieją na jakiś inny kawałek "konkursowy" niż "Port Amsterdam", z którym Sylwek wystąpił kilka lat temu (dwa? trzy?...) - i niestety, ale ilekroć widzę występ Sylwka, znów słyszę tę piosenkę. Czas już na zmianę repertuaru, czyż nie?

Samhain - słyszałam pierwszy raz, brzmiało bardzo obiecująco... Z przyjemnością posłucham jeszcze :-) Zgadzam się z werdyktem Jury w stu procentach!

Koga - no cóż, od zeszłego roku nic się nie zmieniło... Szkoda. Chłopaki mają potencjał na typowy zespół szantowy i... nic z nim nie robią. Jak to już zostało zauważone: kształcić głosy!

Hambawenah - genialnie. Pomijam fakt, że piosenki są bardzo przyjemne i łatwo wpadają w ucho. Wykonanie bomba, słuchałam z ogromną przyjemnością. Nowy nabytek zespołu, Judyta, to świetna inwestycja :-)

W niedzielę, na czajce zacumowanej na Wiśle, odbyło się spotkanie z Mieczysławem Łabęckim, retmanem flisackim. To postać niezwykle barwna - i nie dlatego, że akurat miał na sobie kolorowy strój z epoki... :-) (a jego żona - strój mieszczański z początku XX wieku). Oboje goszcząc na Szantomierzu wzbogacili historyczno-wodniacki klimat wizyty ukraińskich Kozaków i ich czajki. Retman opowiadał o polskich flisakach - zawodzie dziś już praktycznie wymarłym. Ścinają jeszcze zimą drzewo, budują z niego tratwy i spławiają je rzekami - tak wygląda ich odpoczynek od codzienności. Retman mówił o życiu flisaka, o trudach jego pracy, o budowie tratwy, o flisie, o tym, jak trudno płynąć rzeką, w której jest mało wody, jak trudno zatrzymać tratwę, czym żywili się flisacy płynąc do Gdańska przez dwa tygodnie... Niestety, nie miał owego słynnego flisackiego chleba - ale jak o nim wspominał, słuchaczom ślinka ciekła :) Kozacy opowiadali natomiast o pływaniu na czajce, na której w sumie spędziliśmy bardzo miłe przed-koncertowanie niedzielne. W spotkaniu miał jeszcze uczestniczyć Marek Szurawski, ale niestety...

Gospodarze festiwalu - inaczej, niż ich poprzednicy, którzy wiele lat temu robili Szantomierz Jedynkę - mają wiele szczęścia do pogody. Zarówno rok temu jak i teraz dopisała na medal. Sobotni wieczorny koncert nad Wisłą nawet nie obfitował w komary - organizatorzy zawarli z nimi jakiś układ, czy co?:) W niedzielę rynek był pełen widzów. Niektórzy chowali się w cieniu pod Ratuszem, inni oblegali okoliczne knajpki z parasolami, przy szantach jedząc obiad lub pijąc zimne piwko, najodważniejsi siedzieli na ustawionych przed sceną ławeczkach. Na środku widowni, przy akustyku, było stanowisko transmisji internetowej - koncertów można było bowiem posłuchać przez Internet :-) Dzięki temu ci, którzy nie dojechali, mieli szansę wczuć się w klimat imprezy.

Niestety, nie dopisali zapowiadani goście - wspomniany już Marek Szurawski (zabrakło go w niedzielę) oraz zespoły konkursowe: Drakkar, o którym ostatnio - z powodu nazwy - głośno było w środowisku szantowym, oraz Bezmiary. Wielka szkoda, że nie mogłam ich posłuchać, tym większa, że - deklarując udział w imprezie - zablokowali miejsca innym zespołom :( Mam nadzieję, że taka sytuacja się już nie powtórzy.

Festiwali jest coraz więcej i często, niestety, jak wzrasta podaż, to spada jakość. Dlatego tym bardziej cieszy mnie Szantomierz - impreza niekonwencjonalna w każdym calu. Organizatorzy zadbali, aby wszyscy goście czuli się docenieni. Kilka drobiazgów stanie się pamiątką na resztę życia - znaczek do przypięcia z logiem festiwalu, moneta czy koszulka. Ale przede wszystkim organizatorzy promują swoje - bardzo ładne zresztą - miasto i jego okolice, wręczając gościom broszury o atrakcjach turystycznych regionu. Z taką formą spotkałam się dotychczas tylko w Świnoujściu, a przecież gro festiwali odbywa się w atrakcyjnych miejscach.
Przy takim "zszanceniu" Polski, przy tak dużej ilości festiwali, odbywających się praktycznie przez cały rok bez względu na sezon żeglarski (i dobrze) - nie mamy szansy bywać na wszystkich. Konkluzja? - jest prosta. Stawiamy na jakość.
"Szantomierz" nas nie zawiódł. Pokazał natomiast, że można zrobić imprezę wysokiej klasy. Pełni podziwu - dziękujemy!

psyche

Dalsza część relacji z tegorocznego Szantomierza:

- Werdykt Jury

- Wspomnienie Szantomierza - nadesłała Rolka. Dzięki :-)

- Presviata Pokrova - Kozacy, goście specjalni festiwalu i ich czajka

- Fotorelacja


Oficjalna strona Szantomierza:
http://www.szantomierz.art.pl/
Tam znajduje się więcej informacji o festiwalu, organizatorach i zaproszonych gościach.

O Szantomierzu w sieci:
http://www.sandomierz.net/
O przybyłych na Szantomierz Kozakach, w serwisie www.sandomierz.net

O zeszłorocznej edycji:
http://szanty.art.pl/aktualnosci/notka.php?id=311
Relacje z Szantomierza '2003

autor Marcin Wilk (Redakcja "szanty.art.pl"), 10.08.2004 r.