Czy organizowana po raz 17. impreza może zaskoczyć czymś nowym? Jeśli mowa o corocznym szantowym spotkaniu w sali kozielskiego domu kultury (zwanej "Tawerną Skarbowa") odpowiedź brzmi oczywiście: TAK! No bo kto z przybyłych mógł się spodziewać, że wśród śpiewających żeglarzy ujrzy wiceprezydenta miasta? Albo że ze sceny w pewnym momencie popłyną rytmy hiphopowe? Na publiczność czekało zatem wiele niespodzianek, ale i dobrze znanych przebojów.
Zespół Kochankowie Rudej Marii zagrał w Kędzierzynie-Koźlu po raz pierwszy, prezentując morską odmianę piosenki poetyckiej. Ten gatunek cieszy się u nas wyjątkową popularnością (do czego z pewnością przyczyniło się "Wrzosowisko" - przegląd piosenki turystycznej i poezji śpiewanej organizowany w tym samym miejscu we wrześniu).
- Czuło się przepiękny oddech z sali - przyznał po występie grający na gitarze Maciej Kostecki.
Zespół nie wystąpił w pełnym składzie.
- Nasze skrzypaczki są teraz na kontraktach "zaoceańskich", w związku z tym są nieobecne. Józek Kaniecki gra gościnnie, ale jest w pełni zasymilowany z zespołem.
Repertuar trójmiejskiej grupy doskonale współgrał z poezją recytowaną przez Marka Szurawskiego. Słynny szantymen obok klasyków (m.in. K. I. Gałczyńskiego) zaprezentował utwory z tomiku "Mój ląd, twoje oceany" Barbary Dominiczak.
- Podróż morska jest uosobieniem wolności i szczęścia - przekonywał publiczność.
Z okazji 20 lat zespołu Zejman i Garkumpel oraz 50. urodzin jego lidera Mirosława Kowalewskiego miała miejsce mała uroczystość. Był tort, "sto lat", a nawet specjalnie ułożona na cześć lidera piosenka pod melodię utworu zespołu "Hej ho! Żagle staw!".
- To właśnie po występie na pierwszych "Szantkach" postanowiliśmy, że jednak będziemy grać dalej. Przyjeżdżamy tu od 17 lat, ale mam nadzieję, że za 50 lat również się spotkamy - powiedział wzruszony "Kowal".
Obecność licznej publiczności wykorzystał wiceprezydent Kędzierzyna-Koźla Piotr Gabrysz, próbując ją przekonać, że urzędnicy nie tylko przejadają nasze podatki.
- Urzędnicy robią bardzo dużo, na przykład występują przed państwem - zażartował. Występ zespołu Ryczące Bulaje Biurokracji był jednak jak najbardziej na serio. Bogata oprawa muzyczna z solówką na harmonijce ustnej, ciekawe słowa, szkoda tylko, że zaprezentowane w jednym jedynym utworze. Wśród oklaskujących brawurowy występ Piotra Gabrysza znalazł się między innymi jego zwierzchnik, prezydent Wiesław Fąfara.
A potem sceną zawładnął zespół Perły i Łotry. Aż dziw bierze, że tyska grupa zagrała u nas dopiero pierwszy raz. "Lepiej późno, niż wcale" - można by rzec, widząc reakcję widowni. Wiele osób zaraz po występie ruszyło po najnowszą płytę Pereł "Burza. Dekada łotrów". Mieliśmy bowiem do czynienia z szantą w najlepszym wydaniu: znakomicie zaaranżowaną i zaśpiewaną. Czerpanie z folkloru francuskiego w żadnym wypadku nie oznaczało archaiczności, czego dowodem była hiphopowa wstawka w utworze "Bateau l'arrive". Rewelacyjna była jak zwykle choreografia występu, w czym brylował zwłaszcza Adam Saczka.
Po nowych wrażeniach artystycznych nadszedł czas na porcję utworów znanych i lubianych. Wyjątkowym talentem do tworzenia wpadającej w ucho muzyki obdarzony jest zwłaszcza zespół-jubilat, czyli Zejman i Garkumpel.
"Ląd przebudzenia" rok po swej premierze (mającej miejsce podczas zeszłorocznego Wieczoru Poezji Morskiej) był już doskonale znany większej części publiczności. Wspólne śpiewy, tańce i wreszcie ogłuszający aplauz przypominały momentami atmosferę meczu piłkarskiego.
Nieco spokojniej (ale tylko momentami) było podczas występu Andrzeja Koryckiego i Dominiki Żukowskiej. Świetnie zabrzmiała w ich wykonaniu zwłaszcza "Ballada o brygu". Po chwili na scenę wyszli niecierpliwie wyczekiwani Jerzy Porębski i Marek Szurawski, mogły zatem popłynąć z niej "Stary bar na Woolwich Road", "Byle dalej", wreszcie "Gdzie ta keja". Na scenie pojawiało się coraz więcej wykonawców, brzmienie "Kei" wzbogacili wspólną solówką skrzypcową Józef Kaniecki i Tadeusz Melon. A finałowe "Pożegnanie Liverpoolu" odśpiewali już wszycy bez wyjątku, tak wśród wykonawców, jak i publiczności.
O opinię na temat tegorocznego koncertu poprosiliśmy stałego bywalca "Szantek", żeglarza i nauczyciela wychowania fizycznego w kozielskim liceum, Zbigniewa Urycha:
- Było pięknie. Cały rok czekałem na ten dzień. Pierwszy zespół (Kochankowie Rudej Marii - przyp. mn) to był typowy wieczór poezji. Jestem zauroczony zespołem Perły i Łotry, ich płytę kupiłem w ciemno. Mam troszkę niedosytu, czekałem na tych najlepszych, chcąc długo delektować się pieśnią żeglarską, a tymczasem grali krótko. W zeszłych latach siedzieliśmy do północy, nawet dłużej.
Najbardziej rozbawiona część publiczności postanowiła zatem po zakończeniu imprezy pośpiewać jeszcze trochę we własnym gronie. Nie po raz pierwszy dołączył do niej Tadeusz Melon, grając melodię ze "Skrzypka na dachu".
Trudno napisać coś nowego na temat "Szantek". Niezmiennie jest to znakomita impreza, absolutnie pierwszoplanowa w kalendarzu kulturalnym Kędzierzyna-Koźla. Żałować można tylko, że ich formuła uległa ograniczeniu do zaledwie jednego koncertu (w najlepszych latach były trzy). Organizatorom sprzyja szczęście, gdyż mimo niewielkiego rozeznania w szantowym światku wciąż udaje im się zapraszać dobre zespoły. Lista nieobecnych jest jednak bardzo długa: przede wszystkim Cztery Refy, Ryczące Dwudziestki, Smugglers, brakuje także nowych, młodych zespołów.
Relację i zdjęcia nadesłał Michał Nowak. Dziękujemy! Beata Ciszewska (Psyche, nadworny fotograf ;-)), 14.03.2005 r.
|