|
|
|
Wielka Improwizacja, czyli Bobby McFerrin w Szczecinie |
|
|
|
|
|
Koncert Bobby`ego McFerrina okazał się rzeczywiście przednim wydarzeniem. Nie pierwszy to koncert na szczecińskim zamkowym dziedzińcu, a chyba nigdy nie było takiej ciszy... Na widowni. Bo ze sceny dźwięków płynęło aż nadto.
Nie jest tajemnicą, że dla McFerrina tajemnicą z kolei było to, kto jego improwizacyjny talent sprawdzi. Na szczecińskim koncercie towarzyszyły mu trzy zespoły: Chór Akademicki Politechniki Szczecińskiej, Sklep z Ptasimi Piórami z Krainy Łagodności, no i oczywiście QFTRY - z krainy mórz i jezior.
Trudno się rozpisywać nad ekwilibrystycznymi dokonaniami mistrza, bo tęższe głowy niejedno już na ten temat napisały. Warto jednak chwilę poświęcić na to, jak nasze zespoły poradziły sobie z niewątpliwym wyzwaniem, jakim było stanięcie na jednej scenie z Bobby`m.
Wykonawcy ze Sklepu z Ptasimi Piórami sami przyznali, że na występ na zamkowej scenie musieli czekać 27 lat, a o popisach przed taką gwiazdą nawet nie myśleli. Jak się okazało, gwiazda, z charakterystyczną dla siebie skromnością i z widoczną przyjemnością, wplątała się w muzyczny dialog z naszymi artystami. Osobiście dla mnie było to zaskoczenie, bo zbitka jazzu z klimatem śpiewanej poezji była tyleż ciekawa, co skazana raczej na małowybitny sukces.
Najciekawiej dla mnie zapowiadało się postawienie obok Bobby`ego McFerrina naszych szantymenów. Jak widać nie byłem odosobniony, gdyż publiczność bardzo żywo zareagowała na pierwszą szantową pieśń QFTRÓW. Ku mojemu zaskoczeniu to była niestety pierwsza i... ostatnia szanta. Potem chłopcy zaprezentowali dwa, przepraszam za wyrażenie, szlagiery - jak to mówią, muzyki popularnej. Wywołały uśmiech na twarzy mistrza i wyraźnie zachęciły go do wspólnej zabawy. A pozwolę tu sobie na banał: o to chyba właśnie chodzi. Choć zapewne narażę się czytającym te słowa, z przykrością muszę jednak stwierdzić, że do improwizacji, tych, które było mi dane widzieć na innych jego koncertach - było daleko. I choć skłamałbym, gdybym napisał, że Bobby źle się bawił przy Rawhide - Blues Brothers, czy Cocomo - Beach Boys, to osobiście odczułem wielki niedosyt. Niedosyt, bo QFTRY zupełnie niepotrzebnie postawiły na hity, zamiast, a potrafią to przecież zaprezentować na najwyższym poziomie, zaserwować McFerrinowi nasz towar eksportowy, czyli własną twórczość. Na co ja osobiście czekałem z wielką ciekawością.
Ostatni zespół, który wkroczył na scenę tego wieczoru to CHAPS, który też nie poderwał swoimi utworami mistrza do udziału. Trzeba jednak przyznać, że jako materiał, wraz z nami, publicznością, do muzycznych fraszek spisał się znakomicie.
Cóż mogę napisać na zakończenie - ogólnie jednak była to przepyszna uczta! Nasze zespoły, zapewne pełne tremy - poradziły sobie całkiem przednio, a i my - publiczność, ubawiliśmy się tłumnym fałszem także. I pomyśleć, że niektórzy uważają Bobby`ego McFerrina za faceta jednego przeboju*... ;)))
* Od redakcji: alias "Don`t worry, be happy" :-)
Relację stworzył nasz Specjalny Korespondent z Miasta Gryfa - Jan "zabbo" Zaborowski.
Zdjęcia z zamkowego koncertu udostępniła nam Sylwia Turkiewicz.
Serdecznie dziękujemy! :-)
Joanna Krakowiecka (Jayin) (Naczelna Służba ds. Aktualności, Koncertów, Śpiewnika i Całej Reszty), 16.07.2005 r.
|
|
|
|
|
|
|