Powrót do strony głównej Aktualności
Głupi to ma szczęście, czyli szczęśliwa trzynastka ArchiwumNowsza notkaStarsza notka

Bill Gates w wieku pięćdziesięciu lat już był bogaty. Mick Jagger w tym wieku był bardzo sławny. A ja, stary Koval, ani bogaty, ani sławny ale bardzo szczęśliwy.

Jestem żywym dowodem na niezniszczalną siłę przetrwania gatunku. Pomimo rabunkowej eksploatacji wątroby, trzustki, gardła, kręgosłupa, stawów kolanowych, że o innych coraz mniej użytecznych organach nie wspomnę, udało mi się dożyć sędziwej pięćdziesiątki z perspektywą na jeszcze parę wesołych lat. Co tak konserwuje? A no niepoważne podejście do życia, kładzenie masztu na niepowodzenia, brak strachu przed zmianami i przebywanie wśród przyjaciół, przeważnie młodszych od siebie. A tak naprawdę, pomysł na życie jakim jest żeglowanie, ogromne marzenia i śpiewanie o tym wszystkim. Dowodem na powyższe niech będzie koncert "20-letni Zejman zaprasza na pięćdziesiątke" na festiwalu w Giżycku. Chciałbym się pomądrzyć na temat całego festiwalu, ale brałem udział tylko w naszym jubileuszowym sobotnim koncercie. Festiwal niby trzynasty więc powinien być pechowy, a wcale nie był. Bo jak może być pechowe spotkanie z przyjaciółmi po obu stronach sceny. I tak zaproszenie przyjęły nieśmiertelne Spinakery z mega nieśmiertelnym Michałem "Lucjuszem". Zazdroszczę mu nie tylko wielu piosenek (sam chciałbym napisać "Białą sukienkę", czy "Grubego"), ale starganego mazurskimi wiatrami głosu oraz niezwykle dostojnego, budzącego szacunek wyglądu. Tekst jego piosenki przeznaczonej dla mnie oprawiony w złocone ramy wisi nad mym łóżkiem niby obraz z aniołem przeprowadzającym dzieci przez kładkę.
A teraz Banany. Jedni z niewielu, którzy naprawdę skorzystali na warsztatach szantowych. Umiejętnościami, pasją i profesjonalizmem zepchnęli wiele uznanych gwiazd na właściwe im miejsce w rankingu wykonawców szantowych, a ja czuję, że to jeszcze nie koniec. Prezent od nich wciąż czeka i się chłodzi a ja w skrytości ducha marzę o wspólnym projekcie estradowym.



Teraz Zejman. Czy znacie ludzi, którzy przez dwadzieścia lat na serio nigdy się nie pożarli. Którzy ciągle lubią ze sobą być, nawet na wakacjach. To dzięki nim, ciągle mi się chce, czuję się młody i za co im z serca dziękuję. Gdyby nie Zbyszek, Monika, Adaś, Tadzio a ostatnio Marcin z Jackiem był bym zramolałym narzekającym na wszystko stetryczałym pracownikiem zakładu energetycznego, albo innej fabryki traktorów z perspektywą emerytury w oczach. Za wspólne dwadzieścia lat jeszcze raz im dziękuję i przepraszam za coraz widoczniejsze objawy mojej dojrzałości. Wiem, że razem mamy dużo do ugrania i wiem, że nam się to uda.
Orkiestra Dni Naszych. Z ogromną satysfakcją odnotowałem progresję wyrazu estradowego (brawo perkusja!). Ogromne pokłady życzliwości do ODN nie wynikają tylko z ogromu mojego uczucia do Iwonki, oraz bólu nad platonicznością tegoż, ale z głębokiej atencji do tego co grają, o czym grają i jak grają. A najbardziej wkurza mnie fakt, że nagroda za piosenkę o Giżycku naprawdę im się należała, bo w swej starczej zawiści chciałbym tę nagrodę zwalić na przyczyny pozamuzyczne. A nie mogę!
Ryczące Dwudziestki. Dwadzieścia lat minęło od czasu, gdy na spotkaniu w domu u Zbyszka Zakrzewskiego, przed "Kubrykiem" w Łodzi, miałem okazję wysłuchania po raz pierwszy dziewiczych pień RO'20. Wtedy to "Qnia", "Sęp", "Małpa" i "Szkot" zachwycili mnie niewinnym współbrzmieniem nieowłosionych jeszcze cherubinków w okresie premutacyjnym. I gdy my zasiadaliśmy do tradycyjnej biesiady żeglarskiej oni wdzięcznie szurnąwszy nóżką o godzinie 22 grzecznie poszli spać. Dziś chyba już też nie piją z powodu zaleceń lekarzy, ale śpiewają tak samo wspaniale, choć głos im zmężniał a gęby włosem obrosły. Nie oddają pola a projekt z Shannonem naprawdę zamieszał w branży. Cieszę się, że przyjęli nasze zaproszenie i dziękuję za prezent, który jeszcze się chłodzi i... czeka.
EKT Gdynia. I cóż mam napisać o wiecznie młodych weteranach estrad turystyczno-szantowych. Nasze kombatanckie opowieści w większości nie nadają się do druku, więc pozwólcie, że podziękuję ekatowcom za to, że są i czasami pozwalają mi ze sobą pośpiewać. A może nawet dobry los pozwoli mi doczekać się ich nowej płyty.
Kochankowie Saly Brown. Trochę mi przykro, że zespół z Giżycka nie dogadał się z organizatorami z Giżycka na temat godziny swego występu. Gdy inni wykonawcy z całej Polski byli pod sceną w określonym czasie, "Kochankowie..." spóźnili się ponad godzinę. Na szczęście inni wykonawcy skrócili nieco czas swoich występów i mogliśmy wysłuchać rewelacyjnej prezentacji tego zespołu. Zawsze z radością słucham ich oryginalnego repertuaru, żywiołowych wykonań i niebanalnego brzmienia. I nie chce mi się wierzyć, że gdy niektórzy partacze kurczowo trzymają się estrady tak fajny zespół kończy swą działalność. Dlatego ja rwąc resztki siwych włosów z głowy proszę "Kochanków..." by dalej trwali na szantowej estradzie.



Mietek Folk. Jedyny zespół w historii wszechświata, który z takim spokojem przyjmuje niezmienność wstawiania swego występu przez organizatorów na koniec każdego festiwalu. Naszą wspólną historię opisują skrajności. Od niezrozumienia i nieskrywanej nieżyczliwości wiele, wiele lat temu po ogromną przyjaźń i prawdziwy szacunek dziś. Z niezmienną frajdą przysłuchuje się ich występom od wielu lat i jeszcze wiele lat przed nami. Żałuję tylko, że postępująca starość nie pozwala mi na dotrzymywanie im pola w działaniach pozaestradowych i chyba już do końca życia nie uda mi się zapracować na tytuł "honorowego członka zespołu Mietek Folk". A szkoda.

Przyjaciół wśród wykonawców "szantowych" oczywiście mamy więcej. Wiem, że zrozumieją niezaproszenie wszystkich na nasz jubileuszowy koncert ze względu na oczywiste ograniczenia, ale wszystkim dziękuję za wspólne lata.
Z wdzięcznością również podejmuję pod kolanka wszystkich organizatorów w Giżycku. To dzięki ich robocie i sercu festiwal ma tak wysoką rangę i tak dobre oceny. Bez nich byłoby to niemożliwe. Osobne, naprawdę szczere, ucałowania dla Pani burmistrz Giżycka za życzliwość. Pani Jolanta Piotrowska jest przykładem unikalnego połączenia serca, profesjonalizmu i... urody.
Na trzynastym festiwalu zdarzyła się rzecz bez precedensu. Rewelacyjne nagłośnienie! Gorąco wierzę, że Astral na szantach w Giżycku rozgości się na stałe.
Zawsze powtarzam, że są wykonawcy, którym zazdroszczę kasy i popularności, ale oni mogą nam zazdrościć słuchaczy. Wśród wypełnionej szczelnie widowni amfiteatru twierdzy Boyen, przynajmniej połowa mam mniej lat niż Zejman, a jdnak są z nami, bawią się i śpiewają i dzięki tym ludziom jakoś nie umiem się godnie zestarzeć. Gdybym był mądry, mógłbym być biznesmenem albo prezydentem, a tak jestem po prostu szczęściarzem. Podobnie jak szczęściarzami są wszyscy z Zejmana i za co wspólnie wszystkim dziękujemy.

Za nadesłane materiały dziękujemy Agnieszce Iwańskiej.

autor Beata Ciszewska (Psyche, nadworny fotograf ;-)), 03.08.2005 r.