Znajomi jednego z wykonawców, którzy byli po raz pierwszy na koncercie spod znaku wiatru, żagli i przygody, powiedzieli, że jeśli wszystkie ?szantowe" koncerty tak wygladają to nie opuszczą ani jednego.
Mówię o koncercie, który się odbył w ramach dwudniowej edycji Szant pod żurawiem (VI z kolei!). Koncert ten miał tytuł "Rejs na wyspy szczęśliwe" i odbył się 29 lipca 2005 r. na targu rybnym w Gdańsku. Dyrektorem festiwalu jest znany aktor filmowy, animator popularnego programu telewizyjnego "Od przedszkola do Opola", Michał Juszczakiewcz. Kiedyś uparł się na formułę festiwalu "szantowego", której wróżyłem rychły upadek. Teraz odszczekuję wszystko i z nieskrywaną radością kajam się, że nie miałem racji. Połączenie różnych obszarów estradowych np. jazzu tradycyjnego i piosenek żeglarskich dało rewelacyjny skutek. Ci, którzy byli świadkami wspólnego grania i śpiewania Jurka Porębskiego, Andrzeja Koryckiego, Dominiki Żukowskiej, zespołu Klang oraz znanego z występów w telewizji zespołu jazzu tradycyjnego Detko Band brali udział w zabawie polegającej na wspaniałym pomieszaniu szant klasycznych, poezji spod znaku wiatru i wody oraz ekspresji jazzu tradycyjnego. Nigdzie indziej nie miało to miejsca i Ci, którzy przeżyli Porębską Keje w wykonaniu nowoorleańskim wzbogaconą szantowym brzmieniem Klangu, będą mieli długo co wspominać.
Zwieńczeniem imprezy był piątkowy koncert "Rejs na wyspy szczęśliwe", który to bardzo udanie rozpoczęła występem Gdańska Formacja Szantowa. Nie wyobrażam sobie miejsca bardziej wymarzonego do stworzenia niezapomnianego klimatu. W tle sceny Motława, żuraw, historyczne budynki, las masztów stylowych żaglowców cumujących przy nabrzeżu. Wspaniała publiczność, która szczelnie wypełniła specjalnie na tę okazję zbudowany amfiteatr, siedziała, słuchała, śpiewała i bawiła się z wykonawcami.
Słowem klucz jest słowo siedziała. Nikt nie skikał nikomu po odciskach, nie polewał po plecach piwem i nie przeszkadzał w oglądaniu spektaklu innym. Dzięki czemu można było smakować niuanse nastrojów budowane przez artystów. Całość była pomyślana jako spektakl a nie występy kolejnych gwiazd, dzięki czemu na scenie zaistniały wspólne przedsięwzięcia różnych wykonawców. I tak: Zejman & Garkumpel poza prezentacją swojego progrmu miał frajdę akompaniowania Markowi Majewskiemu oraz rewelacyjnym dziewczynom z grupy wokalno-tanecznej Mamy czas. Pokazały one jak estradowo profesjonalnie można zrobić znane wydawałoby
się kawałki. Byliśmy świadkami ekspresyjnego taneczno wokalnego wykonania "Ramona Pereza", a "Mona" w ich wykonaniu niejednego wzruszyła do łez a mnie w szczególności. Razem z Klangami pokazały jak można zrobić estradową perełkę z nudnej w końcu szanty "Sally Brown". Klangi również przygotowali program wspólnie z dziecięcym zespołem tanecznym Gwiazdy z Ostrowa Wielkopolskiego. Stepujące zawodowo dzieci i dojrzały estradowo Klang ze sobą razem to była prawdziwa bajka dla oka i ucha. Nie wiem jak często zespół Mietek Folk ma okazję prezentować swój piracki program wśród wystrzałów z armat, dymów walki i prawdziwego ataku czterometrowych piratów w szumiącym powiewie pirackich flag, ale tu im się to zdarzyło i na pewno pozostawiło w widzach niezatarte wrażenie. Z radością obserwuje dołączenie do czołówki wykonawców szantowych zespołu Sąsiedzi, który wraz z znakomitym zespołem tanecznym Elphin dał pokaz znakomitej roboty. Całość uatrakcyjnili swym występem Romek Roczeń i Marek Majewski, który znakomicie pokazał się jako bard piosenek żeglarskich. Nie wypada mi mówić o finale, którym był nasz utwór "Ląd przebudzenia" w wykonaniu wszystkich artystów. Ze wzruszenia zdarzyło mi się nawet pomylić własny tekst, ale widzowie to zrozumieją, gdyż emocje chwili udzieliły sie również im.
Spektakl "Rejs na wyspy szczęśliwe" rejestrowała TVP 2.
W całym sezonie odbywają się dziesiątki niskobudżetowych imprez, do których zapraszani są szantowi wykonawcy. W mojej ocenie ich ilość i jakość w większości przypadków nie spełnia marketingowych oczekiwań sponsorów a odbiorców przyzwyczaja do kotletowo-piwnego ich odbioru. Takie imprezy oczywiście też są potrzebne, ale tym większa chwała organizatorom, którzy podwyższają profesjonalną poprzeczkę takich wydarzeń. Bo tylko tu jest okazja wsłuchania się w poetykę tekstów, smakowania barw nastrojów, właściwej oceny scenografii, nagłośnienia, oświetlenia i organizacji.
Cudownie się dzieje, że na morzu niskobudżetowej niemożności możemy znaleźć rajskie wyspy Krakowa, Wrocławai, Giżycka, Łazisk... a ostatnio nowoodkryty archipelag szant pod żurawiem. Wiem, że takich wysp szczęśliwych jest więcej. Jeśli je znacie to napiszcie o tym a ja żegnam się z Wami dziękując losowi, że pozwala mi czasami wygrzać swe stare kości na plażach tych wysp.
Mirek Koval Kowalewski, Zejman & Garkumpel.
Za nadesłane materiały dziękujemy Agnieszce Iwańskiej. Beata Ciszewska (Psyche, nadworny fotograf ;-)), 17.08.2005 r.
|