Powrót do strony głównej Aktualności
W liście od Jima Mageeana... AktualnościNowsza notkaStarsza notka
Drodzy Przyjaciele,

Jak się spodziewam - wiecie już, że odszedł od nas Johnny Collins, mój wielki przyjaciel i partner na scenie od 35 lat. Zmarł w poniedziałek, 6 lipca, tuż po godzinie 8:00, w Gdańsku.

Piszę, by poinformować wszystkich jego przyjaciół, że nie cierpiał bólu, był rozluźniony, spokojny i pod opieką w szpitalu, gdy doznał rozległego zawału serca (co najmniej dziesiątego w jego życiu – pierwszego doświadczył w latach pięćdziesiątych).

Pat Sheridan i ja dzieliliśmy z nim pokój hotelowy. Johnny obudził nas o szóstej rano i poprosił, by zabrać go do szpitala, bo poczuł się słabo. Puls miał przyspieszony, krótki oddech, więc natychmiast wezwaliśmy taksówkę z recepcji hotelu (powiedziano nam, że tak będzie szybciej, niż gdyby wzywać karetkę) i za chwilę pędziliśmy przez Gdańsk do szpitala im. Mikołaja Kopernika. Zadbano o niego natychmiast: wykonano EKG i rentgen klatki piersiowej, zawieziono go na salę oddziału kardiologicznego, gdzie przeszedł serię badań (ciśnienie krwi, itd.). Jako były ratownik medyczny, Johnny ocenił, że wyniki są niezłe.

Powiedział nam o tym – a w trakcie rozmowy zaznaczył także, że czuje się bezpiecznie, jako że szpital był bardzo czysty, a i elektrokardiogram był w porządku. Żartował z nami mówiąc: "Jeśli zobaczycie płaską linię na monitorze, powiecie mi, dobrze?". Ułożyliśmy go wygodnie, unosząc lekko oparcie łóżka tak, że znalazł się w półsiedzącej pozycji.

Telefon komórkowy położyliśmy mu przy łóżku – tak, by mógł zadzwonić do Joyce, gdy ta wstanie (uznał, że było za wcześnie, żeby ją budzić). Lekarz stwierdził, że Johnny będzie musiał zostać kilka dni na obserwacji i może zajść potrzeba przewiezienia go do innego szpitala w celu wykonania dokładniejszych badań kardiograficznych.

Za oknem, po drugiej stronie ulicy zorganizowano jakąś pikietę; przyglądaliśmy się, jak do demonstrantów podjechały wozy transmisyjne telewizji, żeby przeprowadzić wywiady – i zdawaliśmy Johnny’emu relację na bieżąco ze wszystkich wydarzeń.

Następnie zostaliśmy poproszeni o opuszczenie sali, kiedy robili mu dalsze badania. Gdy byliśmy na zewnątrz, nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Do jego sali został wezwany zespół reanimacyjny. Patrzyliśmy, jak przez dziesięć minut prowadzili masaż serca; drzwi były lekko uchylone, a my staliśmy tuż za nimi. Wkrótce lekarze wyszli z sali i powiedzieli nam, że Johnny zmarł. Natychmiast zadzwoniłem do Joyce by przekazać jej tę straszną wiadomość. Była 9:10 polskiego czasu. Następnie zaprowadzono nas do gabinetu kardiologa, by porozmawiać o formalnościach, sekcji zwłok itd.

Ja sam właśnie wróciłem z Polski. Spędziłem kilka godzin z Joyce i przekazałem jej przedmioty, które do Johnny’ego należały.

Jestem pewny, że wszyscy jego przyjaciele chcieliby wiedzieć, że ostatnie dni jego życia były szczęśliwe. Podczas poprzedniego weekendu wziął udział w Brauston Canal Festival w Northamptonshire oraz wystąpił w ramach koncertu w Watford z Erikiem Bogle. Byliśmy w Polsce od środy 1 lipca - i wszystkie nasze koncerty były niezwykle udane (Johnny żartował sobie ze swego ‘statusu gwiazdy’ w Polsce). Śpiewał i wyglądał dobrze, pomijając to, że częściej niż zwykle używał swojego inhalatora w sprayu.

W sobotę 5 lipca spędziliśmy cały dzień na Bałtyku, żeglując z paradą żaglowców uczestniczących w Tall Ships Races — widowiskowa impreza! Śpiewaliśmy szanty załogom mijanych żaglowców. Pogoda była wspaniała, Johnny siedział cały dzień na pokładzie, za wyjątkiem chwil gdy śpiewał lub jadł. Bawił się rewelacyjnie. Wieczorem daliśmy świetny koncert z Patem Sheridanem w klubie Zejman. Koncert składał się z trzech czterdziestominutowych setów, sala była wypełniona po brzegi, a wszyscy śpiewali razem z nami szanty i pieśni morza. Koncert został zarejestrowany, nagrany i po jego zakończeniu rozmawialiśmy z organizatorami o wydaniu albumu live na podstawie tego materiału.

Komandor klubu wzniósł toast szklanką rumu Dutch Geneva, wobec czego Johnny nalegał, żeby odwzajemnić komandorski toast pieśnią 'Reach for the Gin' autorstwa Mike’a Sparksa. To miała się okazać jego ostatnia piosenka, jeżeli pominąć "Old Maui" Stana Hugilla, którą śpiewaliśmy wspólnie w drodze powrotnej do hotelu w taksówce.

Będziemy za nim bardzo tęsknić. Sądzę jednak, że Johnny odszedł od nas tak, jak chciałby odejść.. Poinformuję wszystkich o ustaleniach dotyczących pogrzebu, który nastąpi z pewnym opóźnieniem ze względu na procedury prawne.

Wiem, że wszyscy będziecie teraz myślami i sercem z jego rodziną, a zwłaszcza z Joyce.

Do widzenia, Przyjacielu!

Jim Mageean


Tłumaczenia na język polski dokonał na naszą prośbę Paweł Jędrzejko. Dziękujemy bardzo.




Oryginał listu:

Dear Friends,

I expect you will have heard by now that Johnny Collins , my great friend and singing partner of 35 years, passed away on Monday July 6th shortly after 8am (bst) in Gdansk.

I am writing to let all his friends know that he suffered no pain at the end and was relaxed and comfortable in hospital when he suffered a massive heart attack (at least the 10th of his life - his 1st was in the 1950's). Pat Sheridan and I were sharing a hotel room with him and he woke us at 6am Polish time (5am bst) and asked us to take him to hospital as he wasn't feeling well. His pulse was racing and he was short of breath. We immediately called a taxi from hotel reception (we were told an ambulance would take longer) and within minutes we were speeding through Gdansk and arriving at Nicolas Copernicus Hospital. He was seen to straight away with ECG and Chest X-ray and wheeled to a ward in Cardiology where they did various tests (blood pressure etc) the results of which all seemed normal to him as an ex-medic.

He was chatting to us about this and said he felt safe now as the hospital was very clean and his heart monitor screen looked OK. He joked with us saying 'you will let me know if I flatline won't you'. We made him comfotable, half sitting, with his backrest and mobile phone by his bed so he could call Joyce later when she got up (it was too early he said)

The doctor said he would have to stay in a couple of days for observation and may need to be transferred to another hospital for better Cardiography.

There was a picket line across the road at a government building and we watched through the window and reported the action to him as the TV crews turned up to interview them. We were then asked to stand outside the ward while they did further tests and while we were there he arrested and the crash team were called. We watched them pumping his chest for about 10 minutes, the door was slightly open and we were just a few feet away outside.They then came out and told us that he was gone. I called Joyce immediately with the terrible news. It was then 9.10am Polish time (8.10 bst). We were then taken to talk to the Cardiologist about formalities, post mortem etc.

I've just got back from Poland and spent a few hours with Joyce returning his belongings.

I'm sure all his friends would want to know that the last days of his life were happy ones. The previous weekend he'd been singing at Braunston Festival, Northamptonshire and at a concert in Watford with Eric Bogle. We'd been in Poland since Wednesday July 1st and all our concerts had gone extremely well (he laughed about his 'celebrity status' in Poland).

He was singing well and seemed fine apart from using his spray inhaler quite frequently. On Sunday July 5th we spent the whole day out on the Baltic sailing with the Tall Ships parade of sail which was spectaclar. We sang shanties to the ships crews as we passed. The weather was glorious and Johnny sat on deck all day, apart from when singing, had a meal and thoroughly enjoyed himself. In the evening we did a great concert together with Pat Sheridan in the Zejmans Club, Gdansk. We did three 40 minute spots with a packed audience and had everyone singing along with our shanties and sea songs. The concert was recorded and we talked to the organisers at the end about making an album of it.

The Club Commodore had made a toast with Dutch Geneva earlier so Johnny insisted on returning the toast to the Commodore with 'Reach for the Gin' by Mike Sparks. It was to be his last song apart from us all singing Stan Hugill's 'Old Maui' all the way home in the taxi.

He will be greatly missed by us all but I think he went the way he would have wanted. I'll keep people posted on Funeral arrangements which will be delayed by legal procedures. I know all of you will be thinking of his family at this time, especially

Goodbye Mate,

Jim Mageean

autor Joanna Krakowiecka (Jayin) (Naczelna Służba ds. Aktualności, Koncertów, Śpiewnika i Całej Reszty), 08.07.2009 r.