|
Tratwa zbudowana przed sceną w czasie trwania festiwalu - kawałek żywej tradycji, dla żeglarzy ciekawostka, a dla dzieciarni... plac zabaw :) |
Środek lata, pogoda wymarzona dla plażowiczów... My jednak zdecydowanie plażowiczami nie jesteśmy i dlatego już od trzech lat pojawiamy się na rozgrzanym sandomierskim rynku zobaczyć i wczuć się w to, co przygotowuje liczna grupa pasjonatów tworzących Festiwal Piosenki Wodniackiej "Szantomierz".
Warto zwrócić uwagę na to, że festiwal ten przyczynia się do rozmywania granic między muzyką żeglarską, a folkową - stąd jego nazwa mówi o piosence wodniackiej, a nie żeglarskiej (choć tej ilościowo jest tradycyjnie najwięcej). Świetne miejsce i dla "szantowców" i dla tych, których ściśle żeglarska formuła zaczyna nieco męczyć. Szantomierz pomaga poszerzać horyzonty :)
Na początek Jayin relacjonuje - z własnej i nie przymuszonej (zbytnio) woli...
|
|
|
|
Katedra sandomierska i okolice w obiektywie Jayin :: zobacz więcej :: |
Szantomierz jak co roku przyjął nas gościnnie i serdecznie. Wszyscy co do tego byli zgodni: najbardziej "ludzki" z festiwali w naszym kraju. I dla wykonawców i dla publiczności. Jedynym minusem była upalna pogoda, ale poradziliśmy sobie i w takich warunkach atmosferycznych :-) Dzięki dość otwartej formule festiwalu - mogliśmy posłuchać zarówno "szant", piosenek żeglarskich, jak i folkowych utworów - tych krajowych i tych zagranicznych. Konkursowicze - pomimo lekkiego stresu, naturalnego przed każdym takim występem - mieli dla siebie przychylną publiczność i wyrozumiałych, ale krytycznych (konstruktywnie - co jest bardzo ważne) jurorów, co minimalizowało efekt "wyścigu o nagrody" - które, prawdę mówiąc, były na drugim planie i ich znaczenie miało bardziej posmak zasłużonych wyróżnień i docenienia zespołów, niż "papierowego" uznania któregoś z kolei miejsca. Ogólnie - wszyscy postawili raczej na zabawę i satysfakcję z grania, niż na rywalizację między sobą:-) Po "obowiązkowych" prezentacjach scenicznych - spędzaliśmy czas głównie W CIENIU - czy to w okolicach sceny, czy w tawernie festiwalowej, czy też podziemnych lochach Sandomierza (które bezsprzecznie były najchłodniejszym miejscem w mieście i najchętniej spędzilibyśmy tam całe dnie) lub na krytym basenie (na który nieograniczony wstęp zapewnili wykonawcom i zaproszonym gościom Organizatorzy - za co im chwała i podziękowania się należą, bo przy ponad 30 stopniach - woda dla ochłody była wręcz zbawieniem;-) Sama lokalizacja festiwalu jest idealna - scena główna w centrum rynku, niedaleko od "Nocnej Sceny" nad Wisłą, kilka kroków od "noclegowni", tawerny festiwalowej, w otoczeniu mniejszych i większych lokali spożywczo-parasolowych - czyli "wszystko w jednym"). Zawsze mnie ponadto zadziwiała umiejętność idealnej wręcz organizacji wszystkiego na Szantomierzu. Począwszy od zaplecza noclegowo-gastronomicznego, przez koncerty, aż po "opiekę" nad zespołami i gośćmi w kwestii "zajęć pozakoncertowych". W każdej chwili i wszędzie można było znaleźć kogoś z organizatorów, jeśli się miało jakieś pytania czy problemy - niezależnie od pory dnia, czy nocy. Zaskakująco wielka cierpliwość:-), "dostępność" i serdeczność z ich strony, z jaką się wszyscy spotykamy co roku - jest tym, co sprawia, że zawsze z chęcią tam się jedzie.
W kwestii koncertów i muzyki: dla każdego coś dobrego...:-) Naprawdę. Piotr Zadrożny, Banana Boat, Hambawenah, Smugglers, Sushee, Samhain oraz wszyscy "konkursowicze". Będę tendencyjna i subiektywna zapewne, ale najbardziej podobały mi się trzy rzeczy (reszta też, oczywiście! Ale te trzy w ścisłej czołówce:-): wykonanie przez Banany a cappella "Star of the County Down" i reszta ich występu, całokształt Smugglersów (ze wskazaniem na "I`m Alone":-) i Hambawenah - w całej rozciągłości i okazałości. Przez ponad rok porobili niesamowite postępy (ostatni raz na żywo słuchałam switzy i ekipy na kieleckiej Szancie na Sukces). Niewiarygodne współbrzmienie wokali Grzesia i Judyty, plus oczywiście niezastąpiony Żwirek jako basista :-) Musicie koniecznie posłuchać ich, jeśli do tej pory jakoś omijaliście to "terytorium muzyczne".
Nie będę się powtarzać, jak co roku, że było więcej niż świetnie i odgrażać, że na Szantomierz 2006 też się wybiorę na 100% - bo i tak nie ma innej opcji :-) Pojadę. Jeszcze raz - wielkie dzięki za gościnę, Sandomingo!
...a psyche krytykuje - uwaga: na prośbę Organizatorów!!!
Szanowni, wykonaliście kawał naprawdę porządnej roboty. Trzeba przyznać, że Szantomierz co roku jest świetnie zorganizowany i... to DZIAŁA :) Jednak przyuważyliśmy pewne niedociągnięcia czy może przeoczenia. Szczególnie jeden problem - przyziemny dość acz jakże ludzki - dał nam się we znaki. Sobotni koncert nocny, przepiękna sceneria stworzona na barce na Wiśle, wrota Afryki stanęły otworem, plaża, słońce i dziki upał i... brak toalety :( Mimo starań nie udało nam się znaleźć miejsca odosobnienia, chociaż jak król, chodziliśmy piechotą. Strzałka z napisem WC kierowała w... krzaki :) Było to dość bolesne przeżycie...
Zespoły konkursowe w tym roku miały mniejsze możliwości szerszego pokazania się. Co się stało z założeniami Szantomierza - festiwalu przyjaznego młodym, początkującym zespołom?...
|
Do Krakowa w drugą stronę, a do WC w krzaki??? |
Pomylenie kierunków na Gdańsk i na Kraków w dekoracji na barce można uznać za zagadkę dla spostrzegawczych. Zresztą, nikt nie powiedział, że do celu należy dążyć najkrótszą drogą ;)
No i najgorsze zostawiłam na koniec. Moi drodzy, zdecydowanie w tym roku przesadziliście z... pogodą! Naprawdę, kilka stopni mniej i troszkę wiatru na pewno sprzyjałoby pełniejszemu chłonięciu szant i pieśni flisackich :) Proszę poprawić się za rok - słoneczko obowiązkowo, ale temperatura w dół! :)
To, co zawsze w Sandomierzu jest świetnie zorganizowane, to opieka nad zespołami i gośćmi. Szantomierz nie jest organizowany przez kilku zapaleńców i stadko ochotników, nie. To całe miasto jest zaangażowane w festiwal. Basen, na którym panie z uśmiechem witają gości. Muzea, podziemia, katedra, przewodnicy... Organizatorzy zapewniają - prócz zajęć szantowo-flisackich - rozrywkę kulturalną i promują swoje miasto szalenie energicznie. I bardzo dobrze, bo w Sandomierzu naprawdę jest co oglądać :) Mam nadzieję, że ta formuła imprezy - zwiedzanie połączone z koncertami - nigdy się nie zmieni...:)
Wysłuchajmy też innych głosów:
psyche pstryka zdjęcia:
dalsza część fotorelacji na kolejnej podstronie
...a Wilczy marudzi:
|
Alien ;-) |
Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie Hambawenah nagra pierwszą płytę. Zespół to już naprawdę dojrzały, a od czasów, kiedy byli malowniczą acz hałaśliwą gromadką upłynęło dużo wody w Wiśle! Repertuar bardzo tradycyjny, ale podejście do niego zdecydowanie nieortodoksyjne, a wykonanie świetne! Nie bez znaczenia jest także autentyzm muzyki - Hambawenah nie spiewają o sztormach, których nie przeżyli i o których nie mają pojęcia, lecz o tradycji, która jest wciąż żywa w okolicy. Zresztą, flisackiego trudu część z nich miała okazję zakosztować. Świtza! Nagrywaj płytę, bo już czas!!!
Marcin Wilk (Redakcja "szanty.art.pl"), 22.08.2005 r.
|