Powrót do strony głównej Aktualności
Perły i Łotry - "Missa" ArchiwumNowsza notkaStarsza notka
Nastał gorący okres w środowisku szantowym. Powstają coraz to nowe wydawnictwa, kolejne świeże płyty trafiają do rąk słuchaczy. Jest to bardzo pozytywne zjawisko, świadczące o stałym rozwoju i zespołów i rynku szantowego w naszym kraju. Kolejnym projektem muzycznym na jaki czekamy z niecierpliwością jest "Missa" Pereł i Łotrów. Projekt zupełnie nie szantowy. Ruszył już pełną parą, a my już mieliśmy niespodziewaną możliwość przedpremierowego posłuchania trzech – gotowych już, utworów z tej płyty. O "audiowrażeniach" napiszę poniżej :-) A co o projekcie mówią sami Wykonawcy?

Michał Gramatyka: Płyta "Missa" ukaże się w styczniu 2006. Premiera, tradycyjnie dla PiŁ przy okazji zimowej edycji festiwalu Port Pieśni Pracy. "Missa" będzie składać się z dwóch części: pierwszej - klasycznej, opartej na "Mszy góralskiej" T. Maklakiewicza, oraz drugiej – gospelowej, zawierającej piosenki zebrane przy współpracy Janka Kapały. Projekt ten jest wolnym rozwinięciem pomysłu "Missa Maris" do którego zabieraliśmy się niegdyś z chłopakami ze Śląska, ale na realizację którego nie starczyło niestety czasu. Zwiastunem naszej powstającej płyty było "Jubalee" - być może pamiętacie to z któregoś z naszych koncertów. Aktualnie ukończone są utwory: "Sanctus" (sanctus, czyli część stała mszy świętej), "Nobody knows" (tradycyjny gospel plus kawałeczek bluesa w środku i mała operowa kpinka na początku) i "Gloria" (muz. Adam Saczka, tekst również jego autorstwa, oparty na Psalmach Dawidowych, stylizowany na gospel). Wokaliza żeńska obecna w "Glorii" to Martyna Kalus, znana już z naszej "Burzy"..."

Oczywiście trzy utwory nie oddadzą w pełni klimatu i efektu, jaki da dopiero odsłuchanie całości płyty – ale z pewnością dają przedsmak tego, co nas czeka. Sam tytuł ("Missa" czyli msza) sugerowałby bardzo poważną zawartość krążka, ale jednak - tak jak się tego spodziewałam po Perłach (i Łotrach :-) – jest to raczej umiejętne lawirowanie pomiędzy powagą tematu, na jakim bazują teksty, a radością, jaką daje śpiewanie oraz zabawą dźwiękami, tak charakterystycznymi dla zespołu. Takie połączenie nie jest jeszcze bardzo popularne w Polsce – gdzie "kościelne" utwory i pieśni o tematyce religijnej kojarzą się głównie z powagą, a niestosownością wręcz jest żywiołowe ich wykonywanie, w dodatku na scenie publicznej. Do takiej muzyki (np. gospel) wciąż podchodzi się u nas z jakąś nieufnością (szczególnie wśród starszych pokoleń). Być może i wśród utworów, jakie jeszcze nie są ukończone, znajdzie się też jakieś bardzo poważne "polskie" wykonanie – ale to na razie pozostaje tajemnicą :-)

Zespół oddał w nasze ręce – jak już wspominałam – swoje trzy nowe utwory z tej płyty: "Sanctus", "Gloria" oraz "Nobody knows". Dostając pozwolenie na krytykę – niniejszym zaczynam...:-) Ogólne wrażenie – bardzo pozytywne. Perłowo-łotrowe w każdym calu. Biorąc poprawkę na "wirtualność" wykonania (studyjne nagrania/płytowe) – mogę napisać, że te piosenki (pieśni, właściwie) są bardzo dobre. Jestem też pewna, że na żywo, na scenie, wartość tych utworów pójdzie o jakieś 100% jeszcze do góry i wtedy nie będę nawet komentować, tylko słuchać, słuchać, słuchać... :-) To specyfika tego rodzaju muzyki, pięknej i czystej na CD, ale wymagającej do pełnego rozkwitu publiczności i bezpośredniego kontaktu z dźwiękiem i zespołem na scenie.

Pierwszy z utworów, jakiego wysłuchałam – to "Nobody knows". Michał pisze o "wejściu" para-operowym – mi się skojarzyło bardziej z The Gregorians:-) Piękny bas. Doły idealnie dobrane do melodii. Brakowało mi tylko czegoś "w górze" do pełni szczęścia. Oczyma wyobraźni NIECHCĄCY od razu zobaczyłam Perły i Łotry śpiewające na scenie, w tych "gregoriansowych" zakapturzonych habitach :-) A potem wyobraźnia zrobiła zwrot o 180 stopni, bo z klimatów mnisich "Nobody knows" wskoczyło w rytmiczny klimat gospel, zahaczający o bluesa – i z poważnych mnichów zrobiło się nagle pięciu czarnoskórych pastorów rodem z "Blues Brothers":-) Ciekawe wrażenie. Szkoda tylko, że po tej zmianie zagubiły się gdzieś te piękne doły basowe, a z kolei pojawiło się multum brakujących mi na początku utworu gór wokalnych. Mimo to bardzo sympatycznie się słuchało całości – a jedyne, co poza bardziej słyszalnym basem chętnie bym dorzuciła do utworu – to więcej spontanicznych akcentów, bogatszych niuansów gdzie niegdzie, bo melodia i wokale chociaż bardzo dobre – brzmiały trochę jednostajnie – w sensie powtarzania tych samych fraz muzycznych. Taki to już urok tej muzyki – można by powiedzieć, ale jakiś pasaż tu i ówdzie nie zaszkodziłby z pewnością :-)

Drugi na wokandzie był "Sanctus". Poza niedosytem basu (być może to wyłącznie kwestia gustu, gdyż osobiscie podobają mi się głównie niższe wokale, bardziej mi "dźwięczą", a te wyższe automatycznie odbieram jako "dodatek" jedynie do dołów :-) – nie dopiszę nic więcej do krytyki. Wyjątkowo niemal same góry by wystarczyły, aby utwór był dźwięczny i dobry. Podobało mi się. Kojarzy się w pierwszej chwili raczej z kolędą, niż mszą w ogólności, ale to samo w sobie – zamierzone bądź nie, jest dość ciekawą licentia musica ;-)

Ostatnia z trzech, "Gloria" – spodobała mi się najbardziej ze wszystkich. Z jednym jedynym wyjątkiem. Wokal żeński. Wokal żeński pojawił się niespodziewanie – co już samo w sobie było ciekawe i liczyłam na jakiś dobry efekt tego pojawienia się. Niestety, w momentach kiedy brzmiał "gdzieś tam" naprawdę ładnie i potrzebnie – był bardzo cichy i niemal niezauważalny. Z kolei na końcu – wybicie tego wokalu sprawiło - jak dla mnie - jakiś zgrzyt w całości: za głośno, za dużo, za chaotyczne wejścia, za wysoko w pewnych momentach. To dobry wokal do fraz, które są łagodne w przejściach. Nagłe przeskoki i "koloratury" w jego wykonaniu nie spodobały mi się w ogóle, wręcz dały raczej wrażenie lekkiego fałszu i odczucia pt. "Ale co ten wokal tu robi??". Trochę zepsuło mi to odbiór całości, a szkoda. Jak dla mnie: albo wybalansować żeński wokal delikatnie, ale słyszalnie (tak jak na początku, tylko głośniej:-) – wtedy byłoby to wręcz idealne tło dla męskich wokali, albo zrezygnować w ogóle. Mimo tej niemiłej krytyki – "Gloria" jest najlepsza, bo najciekawsza (no, może poza początkiem "Nobody knows" w stylu Gregoriansów:-). Nieliniowe wokale, bas w sam raz, ciekawa aranżacja – to jest to.

Podsumowując: jeśli "Missa" jako całość zawierać będzie utwory tak różnorodne i dobre jak te trzy, które przesłuchałam, naprawdę warto zapoznać się z całością. Każdy znajdzie coś dla siebie. Zawartość jest tak różnorodna i ciekawa, że mimo pewnych szczegółów (te gusta, te gusta osobiste..;-) mogę z całą odpowiedzialnością wywróżyć duży sukces tej płyty. Płyty, która chociaż nie jest projektem szantowym, z pewnością poruszy każdego wrażliwego na muzykę człowieka. Czekam więc z niecierpliwością ogromną na finisz prac studyjnych ;-)

Fragmenty kilku utworów z płyty "Missa" są do ściągnięcia w postaci mp3 z oficjalnej strony Pereł i Łotrów: www.perly.art.pl

Serdeczne podziękowania dla McGramata (Michała "Doktora" Gramatyki - naszej Perły i Łotra w jednym ;-) - za udostępnienie informacji o płycie, tekstu własnego na jej temat oraz utworów do odsłuchania i zrecenzowania.
Zdjęcie pochodzi z oficjalnej strony zespołu.

autor Joanna Krakowiecka (Jayin) (Naczelna Służba ds. Aktualności, Koncertów, Śpiewnika i Całej Reszty), 19.07.2005 r.